Kraj

Sąd uniewinnił Obywateli RP, którzy mieli zakłócić mir domowy Sejmu

Inną konsekwencją werdyktu będzie zapewne ogrodzenie kompleksu przy ul. Wiejskiej płotem. Inną konsekwencją werdyktu będzie zapewne ogrodzenie kompleksu przy ul. Wiejskiej płotem. Facebook
Uzasadnienie wyroku w sprawie „obywatelskiego wkroczenia” na teren Sejmu jest logicznie poprawne, a taktycznie sprytne. A że nie ma w nim odniesienia „do praw podstawowych i idei wysokich”? Może następnym razem.

25 stycznia uczestnicy ruchu Obywatele RP Wojciech Kinasiewicz i Rafał Suszek weszli bez przepustek na jedną z sejmowych uliczek i rozciągnęli transparent z hasłem „Naszych praw nie oddamy, a zabrane odbierzemy”. Chcieli zaprotestować przeciwko wprowadzanym przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego (PiS) ograniczeniom w dostępie obywateli (w tym mediów) na teren parlamentu, a w konsekwencji przeciw utrudnianiu obserwowania prac władzy ustawodawczej.

Kuchciński zgłosił zawiadomienie o przestępstwie naruszenia tzw. miru domowego. Zarzut podjęła prokuratura i zażądała ukarania demonstrantów grzywną.

Jak sąd uzasadnił swoją decyzję?

Stołeczny sąd rejonowy obu jednak właśnie uniewinnił. Uznał, że nie popełnili przestępstwa. Dotyczący miru domowego artykuł kodeksu karnego mówi bowiem o wdarciu na „teren ogrodzony”, a tymczasem okolice sejmowych gmachów za taki uznać nie sposób, ponieważ od przestrzeni miejskiej wydzielone były wówczas jedynie niskim murkiem.

Sąd skupił się tym samym na literalnej wykładni przepisu, która w tym przypadku sprowadziła się do aspektów, by tak rzec, architektonicznych. Nie podjął zaś kwestii celów, które przyświecały protestującym, ani nie odniósł się do podnoszonej przez obrońców kwestii wymowy czynu. Tymczasem równie dobrze można było stwierdzić, że protest nie jest przestępstwem, jako że nie sposób go uznać za działanie społecznie szkodliwe. Przeciwnie, zwracanie – w pokojowy przecież sposób – uwagi na próby ograniczania przez władzę jawności prac parlamentu jest działaniem ze wszech miar zasadnym.

Cele Obywateli RP

Co więcej, uwzględnienie właśnie celów przyświecających demonstrującym (a więc walki o poszanowanie praw podstawowych i zasad wynikających z konstytucji) mogłoby być przykładem i wskazówką dla innych sądów w ostatniej nawale podobnych w istocie spraw, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Dość wspomnieć, że tylko po wtorkowej blokadzie marszu faszyzujących narodowców ulicami Warszawy policja skierowała do sądu 117 wniosków wobec jej uczestników. Toczą się też setki już postępowań związanych z tzw. kontrmiesięcznicami smoleńskimi i protestami przeciwko paradom odwołującymi się również do tradycji faszystowskich organizacji pokroju Obozu Radykalno-Narodowego.

Tak czy tak sędziemu Jakubowi Kamińskiemu należą się wyrazy szacunku. Przede wszystkim za odwagę. Wszak obecna władza uważa Obywateli RP za groźnego wroga. Zaś wskutek podpisania przez prezydenta nowelizacji ustawy o sądach powszechnych minister sprawiedliwości zyskał już wobec sędziów rozmaite możliwości represji. Ale uznania godne jest i to, że owo literalne podejście sądu przez swą bezsprzeczną logikę praktycznie uniemożliwia prokuraturze ewentualną apelację. O ile oczywiście prokuratorzy zechcą trzymać się zasad logiki, a nie poświęcą je na ołtarzu kariery.

PS Inną konsekwencją werdyktu będzie zapewne ogrodzenie kompleksu przy ul. Wiejskiej płotem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama