Kraj

Wdowa po oficerze BOR: Maciej Stuhr potrafi odróżnić ironię od obrazy. Ale naród wciąż żąda krwi

Maciej Stuhr Maciej Stuhr Adam Chelstowski / Forum
Kiedyś byłam czyjąś żoną, a dziś jestem kobietą, która żyje i daje żyć innym. Tego samego życzyłabym sobie względem mnie ze strony mojego narodu, choć po tych 7 latach wiem już, na jak niewiele mogę liczyć – pisze Krystyna Łuczak-Surówka, żona oficera BOR, który zginął w Smoleńsku.
Krystyna Łuczak-SurówkaFacebook Krystyna Łuczak-Surówka

„Przepraszam, miało być poważnie, a państwo mają tu polew” – powiedział Stuhr w czasie gali rozdania Orłów w 2016 r. I tego mu Jakub Wojtanowski, reporter Wiadomości TVP, do dziś nie zapomniał. Wykorzystał te słowa w nowym materiale i opatrzył komentarzem, który z pewnością prezesowi mógł się spodobać.

W głównym wydaniu sobotnich „Wiadomości” wystąpienie Stuhra z Orłów pojawiło się w kontekście braku szacunku dla tych, którzy zginęli w wypadku prezydenckiego samolotu. W znamiennie zatytułowanym materiale: „Bezmyślne drwiny ze smoleńskiej tragedii”.

Stuhr tłumaczył, że jego drwina była wymierzona nie w ofiary katastrofy prezydenckiego tupolewa, a w tych, którzy „gwałcą pamięć tych ofiar, opowiadając o sztucznej mgle, ofiarach, które przeżyły katastrofę, strzałach, trotylu, płonących samolotach w locie czy wybuchach termobarycznych”.

Odpowiedziała mu Krystyna Łuczak-Surówka, żona oficera BOR, który zginął w Smoleńsku.

Oto co napisała na Facebooku:

„Ponad rok temu poparłam wypowiedź Macieja Stuhra pełną ironii i rozżalenia z tego, jak używana jest katastrofa smoleńska. Teraz poparłam i kolejną, co wywołało komentarze niektórych, dotykające mnie do głębi. Wybaczcie mi moją szczerość – słabość i siłę zarazem – ale ostatni rok i przymus ekshumacji zabiera moje zdrowie i nerwy, a brak zrozumienia powoduje, że chce mi się już krzyczeć. Lata znosiłam spokojnie, ale już nie daję rady. Tyle lat... i nie wie nikt, a naród wciąż żądny krwi... Dziś o 18.59 zrobiłam post na stronie Pana Macieja. Rodacy zapewne rozerwą mnie na strzępy, bo przecież zawsze można bardziej. Jest publiczny, więc i takim dam go u siebie:

Panie Macieju. Pozwolę sobie po raz drugi podziękować Panu za odwagę mówienia tego, co Pan myśli, oraz za to, że nie myli uśmiechu ze śmiechem, ironii z obrazą ani myślenia z czynnościami mózgu. Mam świadomość, że po moim komentarzu do klawiatury ruszy hejt, fala wszechwiedzących Polaków, których życie innych interesuje bardziej niż ich własne, a słowa wsparcia zginą w tym...

Media z kolei podchwycą temat, wyrwą jedno z mych zdań z kontekstu i będzie taki ładny nagłówek. Nie zapomnijcie Państwo dodać wytworu swojego autorstwa: »smoleńska wdowa«. To ta, która jest dla Was nic nieznacząca, chyba że w kontekście nagłówka SMOLEŃSK (tego zapewne nie skopujecie). To ta, której politycy i naród (bo to przecież katastrofa narodowa, a nie nas, bliskich) od lat odmawiają prawa do spokoju, a teraz jeszcze skazują na walkę o godność i spokój ciała męża. To ta, która musi znosić latami z pokorą polityczne, medialne i społecznie wykorzystywanie katastrofy. To ta, która nad grobem męża nigdy nie ma spokoju, w związku z czym brak jej sił, by tam chodzić. To ta, która nie godzi się na ekshumacje i od niemal roku podupada na zdrowiu, bo nie może przestać myśleć o ponownym pogrzebie i jak to przeżyje? Jak tam słupki oglądalności? Rosną? Mnie tylko gorączka wzrasta z nerwów, z rozżalenia, z rozczarowania. Nie jestem waszą »smoleńską wdową«. Kiedyś byłam czyjąś żoną, a dziś jestem kobietą, która żyje i daje żyć innym. Tego samego życzyłabym sobie względem mnie ze strony mojego narodu, choć po tych 7 latach wiem już, na jak niewiele mogę liczyć. Polsko, gdzie jesteś? gdzie serce Twoje?”.

Ekshumacje za państwowe pieniądze

Krystyna Łuczak-Surówka stała się rzeczniczką rodzin, które sprzeciwiają się ekshumacji bliskich zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Kilka tygodni temu do sądu wpłynęło jej zażalenie na decyzję prokuratury w sprawie ekshumacji męża, ppor. Jacka Surówki. Krystyna Łuczak-Surówka złożyła to zażalenie na podstawie oświadczenia Rzecznika Praw Obywatelskich.

Wdowa przez długi czas pozostawała anonimowa, przez wiele lat po katastrofie nie udzielała wywiadów i nie zabierała publicznie głosu na temat katastrofy. Jak sama przyznaje, została zmuszona do zabrania głosu po doniesieniach „Gazety Polskiej”. W październiku 2010 r. dziennikarze ujawnili, że po rozbiciu rządowego Tu-154 Surówka dzwonił do żony. Zdążył jej powiedzieć, że dzieją się tam straszne rzeczy. Podobno miała opowiadać o tym znajomym, ale – według dziennikarzy „GP” – z niewiadomych powodów zamknęła się w sobie.

Łuczak-Surówka postanowiła wtedy – w listopadzie zeszłego roku – przeciąć spekulacje. „Ja jestem osobą w pełni władz umysłowych, niebiorącą ani pół tabletki uspokajającej po katastrofie w kwietniu. Nikt mi nie wmówi, że mąż do mnie dzwonił, a ja tego nie pamiętam” – mówiła w TVN24.

Mówiła też, że nie otrzymuje nawet renty po mężu. Urzędnicy uzasadniali, że była za młoda, nie mieli dzieci i miała stałą pracę. Takie argumenty bolą ją jeszcze z jednego powodu. Tłumaczyła, że w kwietniu 2010 r. w jednym tygodniu straciła i męża, i ciążę.

Teraz protestuje przeciwko ekshumacjom, bo jej zdaniem „unurza nas w błocie wynurzeń na temat ekshumacji robionych za państwowe pieniądze”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną