Mogłoby się wydawać, że uchwała Sejmu w sprawie objawień fatimskich, zresztą skrytykowana przez Prymasa Polski, oraz propozycja p. Sobeckiej, aby przenieść posiedzenie sejmowej komisji obrony z powodu rekolekcji – są politycznymi dziwolągami trudnymi do pobicia. A jednak okazało się inaczej.
Pani Anna Kamińska związana z PiS i była żona byłego posła (też PiS) Mariusza Antoniego Kamińskiego, poszła krok dalej i zaproponowała akt prawny o randze ustawowej: „Zaostrzony Reżim Moralny w Parlamencie”. Oświadczyła, że jej były małżonek „jest zdrajcą małżeńskim. Nie on jeden. Polski Sejm zdradą małżeńską stoi (…). To smutne, że tolerowaliśmy to jako suweren, jako naród katolicki. (…) Mamy prawo, a nawet obowiązek, oczekiwać od parlamentarzystów nieskazitelności moralnej”. Wstępny projekt (niedługo ma ruszyć akcja zbierania podpisów: „Potrzebujemy 100 tys. podpisów. Myślę, że zbierzemy dużo więcej”) jest taki:
Art. 1 Udowodniona w postępowaniu sądowym zdrada małżeńska pociąga za sobą postawienie parlamentarzysty przed Trybunałem Stanu i dożywotnie wykluczenie go z Izb Parlamentu.
Art. 2 Przed zaprzysiężeniem na posła/senatora osoba zobowiązana jest do upublicznienia pisemnej zgody współmałżonka do pełnienia mandatu.
Art. 3 Prawo zaprzysiężenia na posła/senatora przysługuje jedynie osobom pozostającym w związku małżeńskim. Osoby stanu wolnego są tego prawa pozbawione.
Art. 4 Poseł/senator kandydując do Sejmu/Senatu podpisuje deklarację, w której zobowiązuje się do zrzeczenia się mandatu w przypadku transgresji zasad wierności małżeńskiej.
Art. 5 Posłowie i senatorowie RP są w swojej postawie moralnej nieskazitelni, dbając w szczególności o swój wizerunek jako mężów i ojców, i dopiero potem jako posłów i senatorów. Taka nieskazitelność zapewni wzór do naśladowania dla całego Narodu.
A co z prezesem, który jest kawalerem?
Od razu powstał problem Najważniejszego Obecnego Polityka, który jest kawalerem. Pani Kamińska wyjaśniła tę wątpliwość, stwierdzając, że chodzi o męża stanu wprowadzającego dobrą zmianę, a na dodatek najprzystojniejszego mężczyznę w Sejmie. Jej zdaniem te okoliczności uprawniają ją do zaprzeczenia, jakoby jej projekt wykluczał rzeczonego polityka z grona parlamentarzystów.
Po raz pierwszy usłyszałem o inicjatywie p. Kamińskiej, słuchając radia w mikrobusie. Pomyślałem sobie, że są to jakieś niezbyt przystojne żarty, tym bardziej że audycja była emitowana przez medium niezbyt sprzyjające dobrej zmianie. Rychło jednak okazało się, że nie była to żadna kaczka dziennikarska, ale sprawozdanie z rzeczywistego eventu politycznego w Sejmie (dokładniej: była to konferencja przed gmachem naszego parlamentu).
A skoro tak, postanowiłem nieco bliżej zająć się projektem p. Kamińskiej. Muszę stwierdzić, że jest on stanowczo niedopracowany. Pierwsza wątpliwość dotyczy wdów i wdowców oraz osób rozwiedzionych, które padły ofiarą zdrady małżeńskiej. Użycie wyrażenia „osoby stanu wolnego” nie rozwiewa tej niejawności. Załóżmy jednak, że termin ten oznacza wyłącznie panny i kawalerów. Znaczy to, że osoby rozwiedzione (nie z własnej winy) i owdowiałe mogą być parlamentarzystami. Ale co gdy okaże się, że grzeszą uczynkiem cielesnym? Nie jest też jasne, dlaczego grzech ma być ograniczony tylko do aktów cielesnych, ponieważ, jak uczy teologia moralna, można też grzeszyć mową i myślą (zwłaszcza w ten drugi sposób). Przecież parlamentarzysta/parlamentarzystka pożądający żony/męża bliźniego/bliźniej swego/swej nie jest nieskazitelny/nieskazitelna w postawie swej.
Kto może zostać zdrajcą małżeńskim
Dalsze niedopatrzenie rozważanego projektu dotyczy wspomnianego wyjątku. Rozważmy sytuację, całkowicie przecież możliwą, że dobrą zmianę będzie kiedyś kontynuowała jakaś przecudna (najpiękniejsza kobieta w Sejmie), panna w rozumieniu prawa rodzinnego. Trudno ją będzie nazwać mężem stanu, ale nazwa „żona stanu” znakomicie by do niej pasowała. I mamy nie lada ambaras.
Któż to jest ów stan? Raz ma męża, a innym razem żonę. To bardzo podejrzana osoba z punktu widzenia nie tylko gender (to w końcu nie musi obchodzić p. Kamińskiej, na pewno intensywnie walczącej z lewactwem – jakby nie było, małżeński zdrajca/zdrajczyni musi być lewakiem/lewaczką), ale przede wszystkim postawy moralnej, ponieważ żyje w bardzo „skazitelnej” poligamii, męsko-damskiej, by rzecz ująć bez ogródek).
Trybunał Stanu może więc mieć poważne problemy interpretacyjne ze stosowaniem ustawy proponowanej przez p. Kamińską. Jedyna nadzieja w kimś w rodzaju mgr Przyłębskiej jako kierującym/kierującą gremium orzekającym w sprawach o wygaśnięcie mandatu parlamentarnego z powodu zostania zdrajcą małżeńskim (ewentualnie w rozszerzonym sensie).
Minister Szyszko – na hetmana leśnego!
Dla uzupełnienia podam jeszcze kilka uciesznych historyjek z ostatnich dni. Pierwsza z nich dotyczy p. Szyszki, niezłomnego strażnika polskiej ekologii (wprawdzie Komisja Europejska coś tam wydziwia, ale na pewno nie uda się jej wtrącać w polskiej sprawy), ostatnio proponującego, aby myśliwi stanowili obronę terytorialną, ponieważ znają się na strzelaniu do ruchomych celów.
Ze swej strony sugeruję dodatkowy powód, mianowicie możliwość objęcia przez p. Szyszkę godności hetmana leśnego RP – na wzór hetmana polnego koronnego w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wprawdzie p. Szyszko usilnie dąży do tego, aby lasów u nas nie było, to hetmanem leśnym mógłby być. Kiedyś był król Jan bez Ziemi, to niby dlaczego nie miałoby być hetmana leśnego bez lasu, ale za to z obroną terytorialną złożoną z myśliwych, zaprawionych w strzelaniu do ruchomych celów?
Pan Szyszko raczej nie awansuje na hetmana wielkiego, bo to stanowisko jest chyba zastrzeżone dla ministra, który zatrudnił dr. Berczyńskiego, aktualnie niespodziewanie zbiegłego do USA. Niewykluczone, że budująca rozgrywka epistolarna pomiędzy owym ministrem a Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych dotyczy przekształcenia MON w Hetmanat Wielki. Prawdopodobny przyszły szef tego tworu już wprawia się, aby należycie wykonywać godność hetmana wielkiego. Spóźnił się był na wspólne polsko-amerykańskie ćwiczenia wojskowe. I słusznie uczynił, bo niech Amerykanie znają swoje miejsce w szyku. I tak dobrze, iż p. Macierewicz przybył tylko siedem godzin po planowanym terminie. Jest przy tym w pełni usprawiedliwiony, gdyż spotkanie partyjne na Nowogrodzkiej było znacznie ważniejsze.
Szlachta PiS
Po drugie, p. Misiewicz opuścił, w wyniku spotkania, które spowodowało wspomniane siedmiogodzinne spóźnienie, sferę publiczną na rzecz prywatnej, aczkolwiek ideowo bardzo silnie związanej z przyszłym hetmanem wielkim RP. Telewizja Republika kierowana przez p. Sakiewicza, prekursora teorii rozwiniętej przez p. Berczyńskiego, chce zatrudnić p. Misiewicza jako specjalistę od bezpieczeństwa i obronności. Jest to bardzo trafny wybór, całkowicie uzasadniony kompetencjami, potwierdzonymi w trakcie jego rozmowy z p. Rydzykiem: „A co pan studiuje – zagadnął Rydzyk. – Prawo – pada odpowiedź Misiewicza. – Ale jakie? – dopytuje założyciel Radia Maryja. – Normalne – odpowiada rzecznik MON”. „Gazeta Trybunalska”, wydawana w Piotrkowie, opublikowała apel, aby p. Rydzyk został papieżem. Jednym z elementów uzasadnienia tej propozycji jest fakt, że znamienity redemptorysta jest człowiekiem głęboko religijnym, a jako dobry organizator na pewno poradziłby sobie z problemami współczesnego świata. Trzeba przyznać, że normalność w Polsce umacnia się w sposób wyjątkowy.
Zdarza się, że limuzyny członków rządu parkują w miejscach przeznaczonych dla niepełnosprawnych. Dwa takie przypadki zostały ostatnio zidentyfikowane. Pierwszy (miał miejsce we Wrocławiu) wytłumaczono tym, że była noc, miejsca gdzie indziej nie było, a portier hotelu, w którym miał zatrzymać się państwowy prominent, zezwolił jego kierowcy na zajęcie miejsca. To dość humorystyczna sytuacja, gdy portier wydaje wicepremierowi zgodę na naruszenie prawa.
O żadną zgodę nie pytała ministra kierującą oświatą. Przybyła do Sieradza, aby celebrować otwarcie sali gimnastycznej w szkole integracyjnej. Potem BOR wszczął postępowanie wyjaśniające, p. Zalewska przeprosiła, a jeden z oficerów-borowców wydał specjalne oświadczenie, w którym prosił o to, aby incydent z parkowaniem nie wpłynął na negatywne postrzeganie szczytnej misji zrealizowanej przez panią minister.
Wszelako nie wiadomo, czy ktokolwiek zapłacił mandat za nieprawidłowe parkowanie, aczkolwiek okazuje się, że funkcjonariusz BOR niósł parasol nad p. Zalewską. Przypomnę historyjkę: gdy w latach 70. ówczesne wojewódzkie elity polityczne bankietowały w leśniczówkach, pewien stary leśniczy, wcześniej pracujący u Hohenzollernów, zauważył: „Takiej ślachty kiedyś nie było”. Ciekawe, co powiedziałby dzisiaj?