Prezes Kaczyński ma rację, kiedy twierdzi, że nie ma podstaw do łączenia wezwania Donalda Tuska do prokuratury w sprawie dotyczącej działań wojskowych specłużb z wybraniem go na przewodniczącego Rady Europejskiej. Obecna władza ciągałaby przecież Tuska przed prokuratorów i próbowała postawić go przed sądem nawet, gdyby kadencji mu nie przedłużono.
Absurdalne jest już samo śledztwo przeciwko szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Prokuratura stawia im zarzut najcięższy, bo sprowadzający się de facto do zdrady, podczas gdy:
– sprawa została już zbadana i wyjaśniona: ustalono, że umowa między SKW a rosyjskim FSB dotyczyła sprawnego przerzucenia przez terytorium Rosji wycofywanego z Afganistanu polskiego kontynentu wojskowego – a zwłaszcza ochrony go przed atakami terrorystycznymi, zaś polityczna aprobata dla takich porozumień zapadła w 2008 r. na szczycie NATO z udziałem premiera i ministra obrony RP (obiekcje prokuratury, że szefowie SKW nie mieli zgody na swe działania, mogą więc dotyczyć najwyżej detali proceduralnych).
– współpraca między służbami – również tymi, które na co dzień niekoniecznie są sojusznikami – nie jest niczym dziwnym (zresztą w tej samej kwestii zawarły ją także służby innych państw NATO). W każdym przypadku trzeba jedynie pilnować, by nie zostać wyprowadzonym w pole.
W rzeczywistości śledztwo jest elementem szerszej operacji nękania i dezawuowania oficerów wywiadu i kontrwywiadu, którzy pracowali w służbach (czy to w pionie cywilnym, czy mundurowym) przed nastaniem rządów PiS. Znaczenie mogą mieć także osobiste niechęci Antoniego Macierewicza wobec wielu oficerów kontrwywiadu wojskowego poprzedniej ekipy (w tym do gen. Noska). Związane są one m.in. z faktem badania przez nich sprawy przejęcia przez obecnego szefa MON archiwów wojskowych służb specjalnych pod pozorem weryfikacji kadrowej – najpierw w 2007 r., potem w 2008 r., a w końcu tuż po katastrofie smoleńskiej (opisał to swego czasu w POLITYCE Grzegorz Rzeczkowski). Wprawdzie teraz postępowanie prowadzi prokuratura cywilna, lecz przecież podlega ona koledze Macierewicza z rządowych ław Zbigniewowi Ziobrze, który – jak pokazuje doświadczenie – zawsze jest chętny do podobnych zleceń.
Kaczyński atakuje i będzie atakować Tuska
Skoro więc śledztwo wytoczono, to Donald Tusk prędzej czy później jako były premier musiałby stać się jego uczestnikiem – choćby właśnie jako świadek. Wezwanie go na przesłuchanie faktycznie mogło więc zbiec się z wyborem na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej.
Jarosław Kaczyński może mieć zatem rację, postulując, by nie łączyć tych dwóch faktów.
Więcej, może mieć też rację, gdy stwierdza, że sugestie, iż nie był to jednak przypadek, mogą wynikać z „pewnych negatywnych emocji”. Bo te... są jak najbardziej uzasadnione! Wszak on sam – a w ślad za nim jego akolici – wielokrotnie zapowiadali wytaczanie wobec Tuska rozmaitych śledztw, mających doprowadzić go przed sąd. Czy to za sprawę Amber Gold, czy to za afery hazardową i stoczniową, za sprzedaż po zaniżonych cenach Ciechu czy wreszcie za przyłożenie ręki do katastrofy smoleńskiej.
Gdy widzi się zacietrzewienie samego Kaczyńskiego (by nie wspomnieć o jego podwładnych i zwolennikach) wobec osoby Tuska oraz doświadcza ich determinacji i bezwzględności w forsowaniu swego, trudno nie przewidywać, że obecna władza będzie w najbliższych miesiącach próbować co rusz atakować przewodniczącego Rady Europejskiej także przy pomocy usłużnych prokuratorów.
Choć trudno liczyć, by jakieś zarzuty ostały się przed niezależnym sądem, to i tak po propagandowym nagłośnieniu mogą przynajmniej częściowo do atakowanego przylgnąć – zwłaszcza wśród tej, sporej przecież, części obywateli, którzy wyznają prosty pogląd, że „wszyscy politycy są tak samo umoczeni” i w efekcie nie chodzą na wybory (głosując tym samym na PiS). Wykorzystać będzie można nawet to, że trudno się spodziewać, by Tusk – choćby z racji swoich obowiązków w Radzie Europejskiej właśnie – stawiał się na każde wezwanie.
Wiosna idzie. Sezon na grillowanie znowu się zaczyna.