Zwycięstwo premier Beaty Szydło w Brukseli przejdzie do historii. A jakie ono jest, każdy widzi
Ten dzień bez wątpienia można nazwać szczęśliwym i wielkim. Oto udało się nam, obywatelom, przejrzeć na oczy. To cud! Bo w przeciwnym razie żylibyśmy w błogiej nieświadomości, w chorym przekonaniu, że polska dyplomacja przegrała w Brukseli, walcząc zajadle o pozbawienie Donalda Tuska funkcji szefa Rady Europejskiej i zastąpienie go niewybieralnym Saryuszem-Wolskim.
Popadalibyśmy w pesymizm, że wynik rozgrywki 27:1 (słownie: dwadzieścia siedem do jednego) jest miażdżący dla polskiej premier, która do swego projektu nie potrafiła przekonać ani najbliższych sąsiadów z grupy Wyszehradzkiej, ani zimnych Szwedów, ani Viktora Orbána, w końcu przecież naszego bratanka w linii prostej.
Że została osamotniona, patrzono na nią z zażenowaniem, kiedy próbowała zdezawuować Tuska. Kiedy pouczała wszystkich o zasadach i ich przestrzeganiu. Że szef naszej dyplomacji okazał się nieudacznikiem, który nie umie zliczyć do dwudziestu ośmiu i w dodatku nie chce wiedzieć, na czyje poparcie może liczyć i czy w ogóle na kogoś może liczyć, zanim zacznie rozgrywkę. Tak może byśmy myśleli, zaczadzeni do cna.
To wszystko zwykłe kłamstwo, opłacone za niemieckie pieniądze
W dodatku w tym pesymizmie, upodleniu nawet, utwierdzali nas wrogowie naszego kraju, osobnicy ze wspólnej Europy. Taki na przykład belgijski premier pozwala sobie na uwagę, że zachowanie polskiej szefowej rządu to dziecinada, piaskownica. Premier Chorwacji, najmłodszego członka Wspólnoty, ośmiela się twierdzić, że ceni Tuska za profesjonalizm i nie rozumie, dlaczego Warszawa uparła się, żeby go utrupić.
Dalej jeszcze posunął się premier Słowacji, mówiąc, że strata Tuska na tym stanowisku byłaby niepowetowaną dla całego regionu środkowo-wschodniej Europy, bo on rozumie ją jak nikt inny. Prezydent Litwy nie chce słyszeć o polskich sporach, a kraje bałtyckie cieszą się, że nadal będą współpracować z Donaldem. Nawet taki prezydent Hollande, z czteroprocentowym poparciem, ośmiela się powiedzieć, że nie widzi powodu, dla którego miałby nie poprzeć Tuska. W końcu premier Czech dodaje, że mogliśmy, jako region, na Tuska zawsze liczyć. No i jeszcze ta Angela Merkel, która próbuje zawrócić Polakom w głowach, pisząc nieprawdę, że wśród głosujących na Tuska Niemcy mieli tylko jeden głos.
Przecież to wszystko zwykłe kłamstwo, od góry do dołu, opłacone za niemieckie pieniądze, po to tylko, żeby Polaków bałamucić i pomieszać im w głowach. O jakiej przegranej mówią te wszystkie „Le Mondy”, „Le Figaro”, „Le Soir”? O jakich zasługach Tuska? Przecież to tylko facet od rozstawiania butelek z oranżadą na stołach i słonych paluszków dla uczestników szczytów w Brukseli.
Oczywiście, to spisek unijnych liderów, przedsięwzięty wyłącznie po to, żeby Polaków rzucić na kolana, upokorzyć, utwierdzić w przekonaniu, że są ludźmi gorszego sortu, a Unia robi z nimi, co chce. Że polski rząd to nieudacznicy, którzy nie potrafią wygrać w rozgrywce z jakimś Tuskiem. Niemieckim protegowanym w dodatku. Który, w rzeczywistości, nie może już funkcjonować na tle biało-czerwonej flagi.
Ale ten wredny spisek europejski został w porę zdemaskowany dzięki dumnej postawie pani premier. Właśnie okazało się, że zwycięstwo premier Beaty Szydło w Brukseli przejdzie do historii, dopisane zostanie do listy największych zwycięskich polskich bitew. Że będą się o tym uczyć dzieci w szkole, od podstawówki po liceum. Nawet w przedszkolu będą się uczyć, oczywiście.
Tak naprawdę równie wielkiego zwycięstwa nie odnieśliśmy nigdy w historii.
I pomyśleć, że moglibyśmy o tym wszystkim nie wiedzieć, gdyby nie wystąpienie pani premier Szydło tuż po przylocie z Brukseli. Gdyby nie jej płomienne słowa o zwycięstwie, wypowiedziane z takim przekonaniem, że łza się zakręciła ze wzruszenia, a bielmo opadło z oczu. Gdyby nie te oszałamiające bukiety biało-czerwonych róż, jakimi na lotnisku witali polską premier najważniejsi ludzie w państwie.
Ich obecność to był dowód, gdzie naprawdę jesteśmy. To oni pomogli zdemaskować unijny spisek przeciwko Polsce i pani Szydło osobiście. Otworzyli Polakom oczy na prawdę. To szczęście, to prawdziwe szczęście, że mamy takich liderów i takich rządzących. Dzięki ich heroicznym wyczynom Polska nie zginie i świat o nas nie zapomni.