Najpierw rząd pani Szydło demoluje unijny konsens w sprawie Donalda Tuska, a następnie wzywa do przestrzegania unijnej zasady konsensu. Szydło, w liście do szefów państw członkowskich Unii, powtarza partyjne tezy polityczne przygotowane przez propagandę pisowską na użytek wewnętrzny. W elektoracie PiS i w obozie pisowskiej władzy przekaz działa, w Europie – bynajmniej.
Tryb i okoliczności zgłoszenia przez rząd polski Saryusza-Wolskiego na stanowisko szefa Rady Europejskiej tę kandydaturę dyskwalifikują w większości stolic unijnych, także w państwach tzw. nowej Unii. Nawet Słowacja, Republika Czeska czy państwa bałtyckie wolą Tuska, bo szanują wypracowany w Unii konsens w jego sprawie.
Czy Tusk przekroczył grubą czerwoną linię?
Premier Szydło oskarża Tuska o stronniczość i ingerowanie w polską politykę. Nie dodaje, na jakim tle szef Rady Europejskiej zabrał głos na temat sytuacji w Polsce pod rządami PiS. Tym tłem było rozmontowywanie przez PiS porządku prawno-państwowego zapisanego w polskiej konstytucji i protesty przeciwko temu demontażowi. W połowie grudnia ubiegłego roku Tusk odwiedził Wrocław z okazji kulturalnej, lecz kryzys parlamentarny wywołany wtedy przez PiS zmusił szefa Rady Europejskiej do wyjścia z roli polityka tylko europejskiego.
Nie przekroczył grubej czerwonej linii, o co dziś oskarża go w liście premierka, bo skomentował wydarzenia w Polsce w szerszym kontekście ataków na otwartą, liberalno-demokratyczną Europę. „Czuję się szczególnie zobowiązany, by wspierać Polskę w Europie, ale i Europę w Polsce” – podkreślił.
„Demokracja, w której ludzi pozbawia się dostępu do informacji lub narzuca jeden model życia, staje się równie nieznośna jak dyktatura. Dzisiaj demokratyczna tradycja jest podważana i atakowana z wielu miejsc. To wymaga w tej krytycznej chwili naszej szczególnej ochrony i pieczołowitości, wręcz czułości. Kto podważa ten model demokracji, gwałcąc konstytucję i dobre obyczaje, naraża nas wszystkich na strategiczne ryzyka. To może być kolejny akt polskiego osamotnienia. My tę sztukę znamy aż za dobrze...” – stwierdził Tusk i podziękował „tym wszystkim, którzy gotowi są trwać przy europejskich standardach demokracji. Jesteście dziś najlepszymi strażnikami polskiej reputacji”.
Tusk jak europejski lider
Komentarz Tuska czytany bez gniewu i uprzedzenia – a tego oczekujemy od polityków u władzy – wzywa PiS do zaniechania polityki konfliktującej politycznie Polskę z unijną Brukselą. Tusk zachował się jak odpowiedzialny lider europejski z korzeniami w demokratycznej polityce polskiej. Premierka swym listem nie pomaga Polsce w Unii. Wysunięcie przez rząd warszawski kandydatury Saryusza-Wolskiego w taki sposób, jak uczynił to minister Waszczykowski, ukazuje Polskę jako kraj odrzucający w praktyce podstawową zasadę działania Unii: poszukiwanie konsensu. To się nie może podobać żadnemu państwu unijnemu.
Granat z Saryuszem-Wolskim wrzucony na forum UE tuż przed jej szczytem stawia stolice unijne w trudnej sytuacji. Zwłaszcza Berlin, który z pewnością chce uniknąć ataków pisowskiej propagandy, a ta gotowa jest grać kartą antyniemiecką. PiS posunął się do swoistego szantażu: każdy, tylko nie Tusk. Zaszantażowana Unia może zmienić zdanie i poszukać kandydatury, której Warszawa się nie sprzeciwi. Albo wręcz przeciwnie: zirytowana pisowską obstrukcją, skonsoliduje się wokół Tuska jako kandydata unijnej większości.
Do Warszawy przyjeżdża Sigmar Gabriel, niemiecki minister spraw zagranicznych. Z pewnością będzie sondował w rozmowie z panią Szydło, czy jest jakiś cień szansy na pisowski reset w sprawie Tuska. Należy się obawiać, że wróci do Berlina rozczarowany. PiS Tuskowi nie odpuści, a po PiS choćby potop.