Emigrować będę musiał w dwóch przypadkach: kiedy PiS wygra drugą kadencję albo kiedy Rysiek zostanie premierem. Bo to będzie dramat dla Polski – tak mógłby wyzłośliwiać się któryś z polityków Platformy, to jednak opinia posła Nowoczesnej, rozczarowanego stylem zarządzania partią i klubem przez Ryszarda Petru. W dodatku nieodosobniona, bo podobnie o kwalifikacjach lidera N wypowiada się również inny nasz rozmówca, który jeszcze do niedawna wierzył w „nowoczesny” projekt Nowoczesnej. Teraz twierdzi, że N niewiele różni się od PO i innych partii – a nawet gorzej, bo w szybszym tempie trawią ją choroby, które dotykają stare ugrupowania.
– Nowoczesna zmutowała. Startowałem z jej list, chciałem zmieniać Polskę. Przestałem się łudzić, że z Ryszardem może się to udać. On gra tylko na siebie. Takich rozgoryczonych głosów jest więcej. Politycy N narzekają, że Petru nikogo nie słucha, nie ma długofalowej strategii, liczy na poklask i wierzy, że tylko on może zostać premierem. Mają żal o ostatnie wybory władz klubu oraz o to, że nie udźwignął konsekwencji sylwestrowego wypadu z partyjną koleżanką do Portugalii – a przede wszystkim, że nie przeprosił.
– On nie ma w zwyczaju mówić przepraszam oraz dziękuję – dodaje nasz rozmówca. I rzeczywiście, Petru zapewniał, że „rozumie rozczarowanie” członków N jego „nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku” (list do działaczy), w mediach przyznawał, że wyjazd był błędem, jednak nigdzie nie padło słowo „przepraszam”. A takie gesty w polityce mają znaczenie.
W partii narasta bunt, choć jego źródeł nie należy wiązać tylko z „Maderą”. To suma problemów, które nabrzmiewały przez ostatni rok. Chodzi o nazwiska i stanowiska.