Po Trybunale Konstytucyjnym, prokuraturze, mediach publicznych i sądach zabrano się za podporządkowywanie samorządów, zaczynając od Warszawy. Zastosowano tę samą metodę co w przypadku ustaw zmieniających Trybunał Konstytucyjny. Ustawa mająca połączyć w jeden organizm stolicę oraz gminy ją okalające dotarła do Sejmu błyskawicznie i tak też została zaopiniowana. Pełna błędów merytorycznych, niedopracowana, miała zostać przepchnięta przez Sejm po cichu i na siłę, wbrew protestom opozycji. Jednak PiS nie wziął pod uwagę specyfiki samorządów. O ile bowiem Trybunał Konstytucyjny czy prokuratura to dla wielu osób odległa abstrakcja, o tyle samorządy już nie.
Polacy czują się związani ze swoją miejscowością. Identyfikują się z nią w pierwszej kolejności – dopiero w drugiej z Polską, z krajem (dane CBOS). Dobrze ocenia władze swojego miasta/gminy 73 proc. badanych. Dla porównania: rząd dobrze ocenia 50, a Sejm 27 proc. respondentów. Mieszkańcy są też przekonani, że samorząd nakręca rozwój ich miejscowości, dba o nie, jest blisko nich oraz ich potrzeb jak mało która instytucja. Samorządy to jeden z niewątpliwych sukcesów polskich przemian.
Jednak logika ich funkcjonowania jest sprzeczna z filozofią PiS. Samorządy to oddanie władzy ludziom i ich przedstawicielom, czyli decentralizacja władzy i decyzji. To budżety partycypacyjne, gdzie o części wydatków decydują sami mieszkańcy. Zmiany, które dokonuje PiS w kraju, opierają się na odwrotnym mechanizmie centralizacji. Chodzi o odebranie władzy różnym szczeblom, tak aby decyzje podejmowała centrala partii i ministrowie. Najlepszym przykładem tego podejścia jest właśnie pomysł włączenia wytypowanych – a więc wskazanych palcem – gmin do Warszawy.