Minister spraw wewnętrznych – jako osoba odpowiedzialna za stan ochrony najważniejszych osób w państwie – po oświęcimskim wypadku rządowej kolumny, w którym ucierpiała pani premier, powinien z troską pochylić się nad stanem Beaty Szydło.
Tymczasem bezceremonialnie ogłosił, że nie obawia się żadnych kontroli w BOR (apeluje o nie opozycja). Ba, opozycję właśnie oskarżył o nakręcanie agresji, po czym zaapelował o „wyważone komentarze” i „nieeskalowanie napięć” na temat ostatniej kolizji.
BOR do reformy
Tym samym wyraźnie chce zasugerować, że – jak zwykle zresztą – sobie nie ma nic do zarzucenia.
Tymczasem to skutkiem jego działań jest karuzela kadrowa w Biurze Ochrony Rządu, symbolizowana nie tylko odchodzeniem ze służby wielu funkcjonariuszy, ale i faktem, że struktura ta de facto nie ma obecnie przełożonego. Oto w styczniu do dymisji podał się szefujący tej służbie od grudnia 2015 r. gen. Andrzej Pawlikowski (Błaszczak utrzymuje, że powodem były względy zdrowotne). Od tego czasu firmą zarządza płk Tomasz Kędzierski – ma on jednak jedynie status „pełniącego obowiązki”.
Konieczność radykalnych zmian w BOR Błaszczak uzasadnia Przyczyną Pierwszą, bo taką przecież w filozofii i frazeologii jego obozu są zaniedbania, jakie zdaniem ministra miało popełnić Biuro przed katastrofą smoleńską. Prowadzona przez niego reforma/rewolucja na razie ogranicza się jednak tylko do wymiany oficerów.