Na prośbę Sopotu minister Błaszczak zareagował zdecydowanie i zgody odmówił „z uwagi na obecną sytuację Aleppo, a także ze względów na bezpieczeństwo”. W opinii Błaszczaka sieroty z Syrii nie są Polsce potrzebne, gdyż ich obecność może pogorszyć bezpieczeństwo Polski. Dzieci te są ubogie, zaniedbane, nie mają rodziców, i w tej sytuacji nie wiadomo, do czego są zdolne i co im może przyjść do głowy. Dlatego Mariusz Błaszczak uważa, że na przyjęcie takich dzieci Polska nie jest jeszcze przygotowana.
Po otrzymaniu odpowiedzi ministra władze Sopotu zapowiedziały, że w takim razie będą chciały przyjąć dziesięcioro syryjskich dzieci na leczenie i rehabilitację. Ale nie wiadomo, czy polski rząd i tym planom się nie przeciwstawi. Są obawy, że chore, niedożywione, a być może także pozbawione rączek lub nóżek dzieci mogą stanowić dla Polski i Polaków równie duże zagrożenie jak dzieci zdrowe. A nawet większe z uwagi na to, że chore syryjskie dzieci mogą posiadać zdrowych rodziców, którzy będą chcieli do nas przyjechać, żeby te dzieci odwiedzać w szpitalu. W dodatku gdy syryjskie dzieci będą już wyleczone, rodzice mogą wraz z nimi zostać w Polsce na stałe, na co polski rząd nie może wyrazić zgody, bo gdyby każda osoba o niepolskim kolorze skóry chciała do nas przyjechać, a potem nie wyjechać, Polska przestałaby być Polską i stała się, za przeproszeniem, Niemcami.
Gdy piszę te słowa, rząd Beaty Szydło nie wydał jeszcze w sprawie dziesiątki dzieci z Syrii ostatecznej decyzji. Opinie na temat tych dzieci podobno są w rządzie podzielone, jest za to zgoda co do tego, że Sopot powinien zostać za swoją antypolską inicjatywę ukarany. Moim zdaniem słuszną karą byłoby przyłączenie do Sopotu kilkunastu gmin z Pomorza, a jeśli Sopot nadal by fikał i miał jakieś inicjatywy – także sąsiadujących z tymi gminami gmin województwa kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego.