Nie będę jednak pisać o ułatwieniu, jakim miałaby być możliwość meldowania się przez internet. Ani o planach nadania wszystkim przebywającym w Polsce cudzoziemcom numeru PESEL. Przyjrzę się idącej w ślad za tą rewolucją zmianie zapisów w ustawie „Prawo o aktach stanu cywilnego”, które mają wejść w życie z początkiem 2018 roku.
Do tej pory informacje o urodzeniu dziecka były zbierane przez urzędy stanu cywilnego i stąd kierowane do służb statystyki publicznej. Państwo – co wynika z uzasadnienia projektu MSWiA – aby dobrze funkcjonować, potrzebuje jednak więcej danych. Nie tylko o tych urodzonych żywo, ale też martwo. Służące temu zmiany w ustawie są sygnalizowane niewinnymi podpunktami i znakami interpunkcyjnymi.
Co się zmieni w prawie meldunkowym?
Zaczynają przerażać dopiero wtedy, gdy porówna się je z tym, co obowiązywało do tej pory. Przy punkcie o obywatelstwie rodziców pojawia się potrzeba poznania również danych o stanie cywilnym matki i dacie zawarcia małżeństwa. Niewinnie brzmiąca zamiana kropki na średnik w punkcie 122 otwiera drogę do zapisu: „przekazywanie służbom statystyki publicznej danych dotyczących stanu zdrowia dzieci urodzonych na terytorium Rzeczypospolitej, informacji o ciąży i porodzie oraz o poprzednich ciążach i porodach matki, miejscu zamieszkania rodziców dziecka oraz wykształceniu rodziców dziecka; przekazywanie służbom statystyki publicznej danych dotyczących zgonów, w tym informacji o przyczynach zgonów i osobach stwierdzających zgony, wykształceniu i miejscu zamieszkania zmarłego”.
Po tej semantycznej rozgrzewce dochodzimy do zmian, dzięki którym państwo dostanie dane o martwych dzieciach. I ich żywych rodzicach. Stanie się to w taki oto sposób: do tej pory mieliśmy dwa rodzaje składanych w USC kart urodzin żywych i martwych. W tych drugich trzeba było wpisać jedynie dane matki oraz płeć, datę i godzinę urodzenia martwego dziecka.
Po zmianie przepisów trzeba będzie wpisać o wiele więcej. Długość i ciężar jego ciała. Gdzie, po ilu miesiącach i jak zostało urodzone. Ile razy wcześniej jego matka była w ciąży, ile razy rodziła. Czy martwe, czy żywe. Kiedy po raz ostatni. I czy żywe, czy martwe. Ale to nie wszystko. Dla państwa niezwykle cenna jest również informacja, gdzie jego rodzice wtedy mieszkali oraz kim są z wykształcenia.
Rewolucja w pozyskiwaniu takich danych pociągnie za sobą oczywiście spore koszty. Trzeba będzie stworzyć nowe wzory kart martwego urodzenia (Ministerstwo Zdrowia) i dokonać zmian w rejestrze stanu cywilnego (Minister Cyfryzacji). Ale przede wszystkim trzeba będzie ruszyć z jakąś akcją społeczną, która wbije rodakom w głowy, że martwe dziecko jest tak samo ważne dla państwa jak żywe. Bo po tym, co przeczytałam w projekcie MSWiA, przychodzi mi do głowy tylko to, że szykuje się inwigilacja kobiet na szeroką skalę.