Wicepremier Mateusz Morawiecki debatował z byłymi premierami o dorobku i niedoróbkach III RP.
Na pomysł, by wicepremiera Mateusza Morawieckiego skonfrontować z jego poprzednikami, wpadł prof. Grzegorz Kołodko, sam dwukrotnie wicepremier. Morawiecki na to się zgodził, co dobrze świadczy o jego odwadze. Przy wspólnym stole w Akademii Leona Koźmińskiego usiadł w towarzystwie ośmiu premierów, wicepremierów, ministrów gospodarki i finansów: Henryka Goryszewskiego, Janusza Steinhoffa, Marka Borowskiego, Marka Belki, Waldemara Pawlaka, Janusza Piechocińskiego, Jacka Rostowskiego i oczywiście samego Kołodki. Zabrakło Leszka Balcerowicza i Jerzego Hausnera, ale i tak to osiągnięcie bez precedensu. Dyskusja była spokojna, merytoryczna, bez obrażania, czyli dziś nietypowa. Przysłuchiwało się jej liczne grono naukowców, studentów, polityków i przedstawicieli biznesu.
Morawiecki wykorzystał okazję, żeby po raz kolejny wygłosić akt oskarżenia przeciwko III RP. Fatalna prywatyzacja sprawiła, że duża część firm znalazła się w rękach postkomunistów i zagranicznego kapitału. Mamy gospodarkę imitacyjną, opartą na taniej sile roboczej, zagraniczne firmy co roku wywożą 90 mld zł zysków. Brakuje nam narodowego kapitału, oszczędności, innowacyjnych przedsięwzięć. Fetysz wzrostu gospodarczego sprawił, że mimo rosnącego PKB Polakom żyje się gorzej niż np. Czechom. Sypał nazwiskami autorytetów ekonomicznych, które go inspirują, powoływał na przykłady Korei i Tajwanu, które powinniśmy naśladować. Zaprezentował się jako patriota-technokrata, wróg neoliberalizmu, umiarkowany eurosceptyk i etatysta.
Oskarżeni poprzednicy bronili dorobku minionych 27 lat. Wytknęli, że akt oskarżenia oparty jest na przekłamaniach i nieścisłościach.