Okrągłe 70. urodziny Adama Michnika nieszczęśliwie sprzęgły się w czasie ze śmiercią Andrzeja Wajdy, choć przecież można doszukiwać się tu wielu symbolicznych znaków, jako że Wielki Mistrz był jednym z założycieli „Gazety Wyborczej” i bliskim przyjacielem szanownego Jubilata.
Obydwaj zresztą zostali odpowiednio potraktowani przez zajadłą prawicę. Mistrza na pożegnanie potraktowano z niejakim lekceważeniem, wyceniając i twórczość, i życie na mniej więcej, jak napisał jeden z autorów, cztery minus. Michnika zaś wyrzucono, można powiedzieć, poza skalę, czego przejawem był przede wszystkim materiał wyemitowany przez „Wiadomości” TVP 17 października, a zestrojony wyjątkowo podle. W nim to można było się dowiedzieć, że Michnik, mimo że walczył z komunistami, to „w wielu sprawach” zaczął mówić jednym z nimi głosem, że przy Okrągłym Stole głównie zajmował się wznoszeniem toastów, a w ogóle to w III RP jego działalność to „pasmo afer i hańb”.
Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, odpowiedział na to listem do Jarosława Kaczyńskiego, jako tego, kto dzierży w Polsce praktycznie nieograniczoną władzę, który kończył się zdaniem: „A teraz już na serio i po ludzku: Nie wstyd Panu?”. „Gazeta” zresztą postanowiła pozwać „Wiadomości” do sądu.
Co się stało? Dlaczego Adam Michnik w dniu swoich 70. urodzin jest tak niebywale obrażany, dlaczego spychany w piekło nawet przez kiedyś bliskich współpracowników czy kompanów wielu batalii politycznych i innych? Żeby w niebyt, powiedzmy, mielibyśmy tu do czynienia z typową niewdzięcznością, podszytą kompleksami i zazdrością, ale dlaczego w takie piekło przepastne, gdzie przez wieczność ma spłacać winy i odpokutowywać grzechy?