Prokuratura nie chce się zajmować nienawiścią, bo boi się legalizacji pedofilii. W ten sposób nienawiść wzmacnia
„Rozszerzenie katalogu przestępstw z nienawiści mogłoby doprowadzić do konieczności depenalizacji przestępstw motywowanych pedofilią i innymi zachowaniami uznawanymi dzisiaj za zaburzenia preferencji seksualnych” – pisze w opinii przygotowanej dla Sejmu Bogdan Święczkowski, zastępca prokuratora generalnego i prokurator krajowy. A wszystko w odpowiedzi na projekt ustawy Nowoczesnej, który przewiduje rozszerzenie katalogu przestępstw motywowanych nienawiścią m.in. ze względu na orientację seksualną.
Pan prokurator Święczkowski pewnie nie słyszał o paragrafie 175, który obowiązywał w Austrii do 1971, w NRD do 1967, a w RFN do 1969 r.? Wyjaśnię więc, że w myśl tego obowiązującego od 1871 r. zapisu prawa za relacje homoseksualne groziło więzienie albo zniesienie praw obywatelskich. Po dojściu do władzy nazistów wystarczyło podejrzenie o „sprzeczny z naturą nierząd”, aby trafić do obozu koncentracyjnego. Do 1945 r. w ten sposób wysłano do Dahau czy Sachsenhausen około 15 tys. mężczyzn. Ponad połowa nie przeżyła. W obozach byli najpierw znakowani literą A od niemieckiego wulgaryzmu „dupojebca”, a potem różowym trójkątem.
W Polsce wyszły niedawno, wydane przez Ośrodek Karta, wspomnienia jednego z więźniów, Austriaka Josefa Kohouta („Mężczyźni z różowym trójkątem”). Wstrząsająca lektura i poruszające posłowie dr Joanny Ostrowskiej, która poszukiwała śladów polskich ofiar paragrafu 175. Bezskutecznie. Homoseksualiści, podobnie jak inni, z kolorowymi trójkątami: zieloni czyli kryminalni, fioletowi – świadkowie Jehowy czy czarni – asocjalni nie należą do dobrego towarzystwa ofiar.
Można zaryzykować twierdzenie, że zostali przez kolejne pokolenia wyklęci, pozbawieni praw do współczucia i szansy na opowiedzenie swojej historii. Dr Ostrowska trafiła tylko na jedno świadectwo, Stefana K, który w 1942 r. jako siedemnastolatek został skazany na 5 lat więzienia. Przez całe życie bał się mówić w Polsce o dramatycznych przeżyciach obozowych i swojej orientacji. Otworzył się jedynie przed holenderskim pisarzem, który – w formie powieści dla młodzieży – opublikował jego wspomnienia w w Niemczech, Holandii i Anglii. Dzięki niemu Stefan K. został zaproszony do USA, miał spotkania autorskie m.in. w Amsterdamie. W rodzinnym Toruniu pozostał nikim. Przed śmiercią spalił wszystkie listy od czytelników i zagraniczne publikacje na swój temat. Prawdopodobnie ze strachu przed napiętnowaniem rodziny.
Również dlatego, czyli z lęku przed napaścią na siebie czy bliskich, milczeli inni Polacy, którzy po wyjściu z obozów spalili swoje różowe trójkąty. Ta luka w narracji więźniów nazizmu, którzy nie są godni być ofiarami, jest przerażająca. Głównie ze względu na jej skutki społeczne, czyli wynikające z niewiedzy lekceważenie ludzkiego cierpienia, podział na właściwe i niewłaściwe historie czy wreszcie nieświadomość, do czego może doprowadzić nienawiść wobec inności.
Niestety, prokurator krajowy Bogdan Święczkowski występuje jako adwokat tych, którzy nie wiedzą, do czego prowadzi nienawiść do inności. Wzmacnia ich niewiedzę. Wykoślawia, stawiając orientację seksualną obok dewiacji. Pogłębia dystans do cierpienia „tych innych”, odrzucając ich prawo do obrony.