Kraj

W sprawie śmigłowców polski rząd pogrąża się coraz bardziej

Agencja Gazeta
Błyskawiczne ogłoszenie zamówienia helikopterów dla wojsk specjalnych w Mielcu stawia pod znakiem zapytania zapewnienia MON o prowadzeniu do końca w dobrej wierze negocjacji offsetowych z Airbus Helicopters.

Wskazanie dostawcy bez przetargu rodzi kolejne pytania o legalność zamiarów ministerstwa.

Minister Antoni Macierewicz udowodnił, że zerwanie zamówienia na francuskie śmigłowce Caracal było tylko pierwszym krokiem większego planu. Zamiast otwierać nowy przetarg czy opracowywać – jak mówił wiceminister Kownacki – nową koncepcję pozyskania śmigłowców, ogłosił, że pierwsze z nowych zamówień trafi do PZL Mielec. „Jeszcze w tym tygodniu zaczną się rozmowy, które w tym roku uzyskają swoje zwieńczenie. (…) W tym roku pierwsze śmigłowce pozwalające na realizację ćwiczeń przez siły specjalne zostaną im dostarczone. To pokazuje, jakim potencjałem Polska dysponuje, jakim potencjałem dysponuje Mielec” – powiedział szef MON, odwiedzający zakłady należące do Sikorsky Aircraft, wchodzącego w skład amerykańskiej korporacji zbrojeniowej Lockheed Martin, największego dostawcy uzbrojenia na świecie. Macierewicz nie wymienił liczby zamawianych maszyn, domysły prasy mówią o mniej niż dziesięciu sztukach.

Deklaracja Macierewicza poraża jednak swoją otwartością, bo dostarcza Francuzom bardzo mocnych argumentów na potwierdzenie podejrzeń, że prowadzone do zeszłego wtorku negocjacje offsetowe były prowadzone w złej wierze. Airbus i francuski rząd, grożące w zeszłym tygodniu poważnymi konsekwencjami za zerwane postępowanie, z pewnością wykorzystają słowa ministra, być może na drodze sądowej. Zwłaszcza że minister nie wskazał ścieżki prawnej nowego zamówienia. W sobotę, kiedy obwiniał Airbusa za zakończenie rozmów, podkreślał jedynie, że kluczową rolę odegra „interes bezpieczeństwa państwa”.

W myśl unijnych przepisów dostawy broni powinny być realizowane w przetargach dostępnych dla wszystkich przedsiębiorców z Unii Europejskiej. Wyjątkiem są zamówienia oparte na art. 346 Traktatu o funkcjonowaniu UE, dla których państwo zamawiające wykaże istnienie podstawowego interesu bezpieczeństwa. Taka procedura podlega kontroli i zaskarżeniu do europejskich sądów. Należy oczekiwać, że Francuzi nie odpuszczą, a do akcji wejść może też Komisja Europejska, która już kiedyś zapowiadała, że zajmie się polskimi zamówieniami organizowanymi z pominięciem przetargów.

Drugim zaskoczeniem jest to, że minister chce kupić Black Hawki dla sił specjalnych. Z puli 50 sztuk zamówienia na Caracale osiem miało trafić do 7. Eskadry Działań Specjalnych, jednostki Sił Powietrznych odpowiedzialnej za powietrzny transport komandosów. Nie były na czele listy priorytetów. Pilniejsze są zakupy dla Marynarki Wojennej, co do znudzenia powtarzają wojsko i eksperci. Jednak o śmigłowcach ratowniczych czy śmigłowcach zwalczania okrętów podwodnych na razie cisza. Minister nie zająknął się też o szkoleniu, które w przypadku wojsk specjalnych jest bardziej skomplikowane niż w lotnictwie transportowym. Nie mówił o symulatorach, z których trzy miał dostarczyć Airbus. Nie wspomniał też ani słowem o... offsecie, który miał być słowem kluczem w porzuconym kilka dni temu kontrakcie. Trzeba tu zaznaczyć, że mimo iż fabryka w Mielcu jest niewątpliwie polska, to jej właściciel i dostawca maszyn w myśl polskiego prawa jest podmiotem zagranicznym. Istnieje na potwierdzenie tego stosowna ekspertyza opracowana w Ministerstwie Gospodarki.

W dodatku polscy specjalsi bardzo chwalili Caracala. Nie żeby Black Hawk był dla nich nieprzydatny, ale śmigłowiec większy, mocniejszy, o większym zasięgu daje nawet mniejszym zespołom bojowym wojsk specjalnych większe możliwości i większe bezpieczeństwo. Operatorzy GROM-u i JWK z Lublińca znają amerykańskie Black Hawki z Iraku i Afganistanu. Znają też ich słabsze strony, jak np. znacznie mniejsza kabina, w porównaniu z Mi-8/Mi-17 czy Caracalem. Nie wiadomo też dokładnie, jakiej konfiguracji śmigłowiec mieliby otrzymać dzięki decyzji ministerstwa. Amerykańska „specjalna” wersja Black Hawka to HH-60 Pave Hawk, ale tych w Mielcu się nie produkuje. Czy powstanie polska wersja specjalna na bazie mieleckiego S70i, czy też 7. Eskadra dostanie po prostu odpowiednio doposażone śmigłowce transportowe – tego dziś nie wyjaśniono. Zapowiedziany krótki termin dostawy sugeruje, że nie ma mowy o dedykowanej specjalsom konstrukcji. Jest jeszcze jeden kruczek: minister mówił o „egzemplarzach pozwalających na przeprowadzanie ćwiczeń”. Czy oznacza to, że wersja docelowa – jeśli zostanie zamówiona – będzie inna?

Cała sytuacja budzi zdumienie u obserwatorów rynku zbrojeniowego. Polska, zrywając negocjacje w jednym tygodniu z jednym dostawcą i ogłaszając nowe zamówienie tydzień później u innego, traci wizerunek wiarygodnego partnera. Owszem, szczątkowe zamówienie ma być skierowane do zakładu produkującego w Polsce, ale stało się to – przynajmniej na razie – kosztem pilnych potrzeb polskiego wojska.

Z braku szczegółów nie wiadomo, czy Mielec wyprodukuje całe maszyny, czy tylko kadłuby do zamawianych dla Polski Black Hawków. Nieoficjalne informacje mówią o czterech maszynach już dostępnych w fabryce i kolejnych czterech na zaawansowanym etapie montażu. Ale to oznacza jedno – mielecka fabryka wiedziała o losie kontraktu wcześniej i była przygotowana na plan B. W jakim świetle stawia to polski rząd? Dość powiedzieć, że cały świat obserwował polskie zamówienie, bo było jednym z większych. I cały świat wyciągnie własne wnioski.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną