PGZ wypiera się państwa
Polska Grupa Zbrojeniowa twierdzi, że nie należy do Skarbu Państwa. Otwiera Misiewiczowi drogę powrotu?
Sytuacja w Polsce wymaga, by zachować czujność. Całą dobę. Zwłaszcza z piątku na sobotę, kiedy „normalni ludzie” śpią lub mają inne zajęcia. Jednak w nocy z piątku na sobotę trwała intensywna praca w biurze prawnym i prasowym PGZ, która zaowocowała niebywałym dokumentem. Sześć minut po północy, już 1 października, do skrzynek mailowych dziennikarzy zajmujących się zbrojeniami trafił komunikat prasowy Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A., w którym potężna państwowa firma tłumaczy, że wcale państwowa nie jest, a w każdym razie nie w pełni, a w mniejszości.
Tłumaczy po to, by stwierdzić, że nie obowiązują jej wymogi i ograniczenia dotyczące członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, o których w ostatnich tygodniach za sprawą„afery Misiewiczów” było tak głośno.
PGZ wyjaśnia, co jest prawdą, że bezpośredni udział Skarbu Państwa w jej akcjonariacie wynosi 37,37 proc. Tłumaczy dalej, że PGZ S.A. nie jest ani Jednoosobową Spółką Skarbu Państwa, ani spółką o większościowym udziale Skarbu Państwa. Z tego wyciąga zaś wniosek, że „przepisy ustawy z 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji oraz rozporządzenia Rady Ministrów z 7 września 2004 r. w sprawie szkoleń i egzaminów dla kandydatów na członków rad nadzorczych spółek, w których Skarb Państwa jest jedynym akcjonariuszem, nie mają zastosowania w stosunku do Grupy PGZ”.
Wspomniane przepisy wymagają – oprócz posiadania udokumentowanego wykształcenia wyższego – również przejścia szkolenia i zdania egzaminu przez kandydatów do rad nadzorczych. Te wymogi w przypadku powołania Bartłomieja Misiewicza w skład RN PGZ – a także, jak podejrzewają media i innych spółek zależnych państwowej zbrojeniówki – zostały naruszone. Minister Antoni Macierewicz, któremu PGZ bezpośrednio podlega, wyjaśniał, że dla niego istotniejsze są wymogi lojalności i pełnego zaangażowania. Teraz, w obliczu kolejnych oskarżeń o naginanie statutów spółek, PGZ przyjmuje inną strategię – wyparcia się Skarbu Państwa.
PGZ idzie w zaparte dokładnie w chwili, gdy mnożą się zarzuty o powielanie „schematu Misiewicza”. Przypomnijmy, media wykazały że PGZ zmieniła swój statut, wykreślając z niego przepis dotyczący wykształcenia i egzaminu, by umożliwić wejście do RN nieposiadającego kwalifikacji Misiewicza. Serwis OKOpress.pl podał wczoraj, że podobne manipulacje statutami miały miejsce w ponad 20 spółkach z grupy PGZ. Nie jest jasne, czy doprowadziło to do zmian w radach nadzorczych wszystkich tych spółek. Jeśli tak – i jeśli zmienione rady powoływały nowe zarządy firm zbrojeniowych – sytuacja jest kompromitująca. Przyjęta przez PGZ interpretacja oznaczałaby bowiem, że niemal cała „państwowa” zbrojeniówka w Polsce wcale do państwa nie należy – większościowym udziałowcem w większości zakładów jest bowiem sama PGZ SA. Dajmy na to – w rakietowym potentacie ze Skarżyska-Kamiennej, Mesko SA – Skarb Państwa ma zaledwie 1,3 proc. udziałów, osoby fizyczne 10 proc., a 88 proc. należy do PGZ.
Jak twierdzi OKOpress.pl, w Mesko dokonano mimo to zmiany statutu, pozbywając się wymogów stawianych kandydatom do rad nadzorczych Skarbu Państwa.
Prawnicy już roztrząsają, jak oświadczenie PGZ ma się do przepisów ustawowych, choćby tych z ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, która zawiera generalny wymóg dla spółek z jakimkolwiek udziałem Skarbu Państwa, by członkowie ich rad nadzorczych wykształcenie i egzaminy mieli. Jeden ze znających się na kwestii radców prawnych napisał, że ciekawi go, kto podpisał się pod kontrowersyjną opinią – choć nie ma wątpliwości, że PGZ musiała kogoś takiego znaleźć. Szef jednej z firm zbrojeniowych stwierdził zaś, że komunikat jest dowodem, jak można się pogrążyć, próbując wyjść z kryzysu.
Bo kryzys jest i obciąża bezpośrednio szefa MON. Jedną z pierwszych decyzji rządu Beaty Szydło było podporządkowanie PGZ Antoniemu Macierewiczowi. Do tej pory ruch ten pokazywany był jako dowód stanowczości, woli zmian i popchnięcia do przodu modernizacji przemysłu. Teraz wszystko zwaliło się Macierewiczowi na głowę, choć trudno przypuszczać, że skierowanie do Rady Nadzorczej PGZ Bartłomieja Misiewicza czy do zarządu tej spółki Radosława Obolewskiego z klubu „Gazety Polskiej” w Łomiankach odbyło się poza jego wiedzą. Obolewski, zdaniem mediów, sprowadzić miał do warszawskiej siedziby PGZ kilkadziesiąt osób z zerowymi lub niewielkimi kwalifikacjami. Sam odszedł już z zarządu, a teraz – jak nieoficjalnie się dowiaduję – jego ludzie żegnają się z PGZ.
Wyparcie się państwa przez PGZ łamie jeszcze jedną narrację. Spółka promowała się jako strategiczny element systemu bezpieczeństwa państwa, kluczowy dostawca najważniejszych rodzajów uzbrojenia. To właśnie z uwagi na państwowy statut PGZ MON unieważnił dwa przetargi, w których spore szanse mieli prywatni dostawcy – na drony i system pola walki BMS.
Ministerstwo uznało, że potrzebuje pełnej kontroli nad produkcją i możliwościami tych systemów, dlatego kasuje postępowania i zapowiada powierzenie kontraktów właśnie PGZ. Jeśli teraz sama grupa przyznaje, że przez Skarb Państwa nie jest w pełni kontrolowana, to czy nadal może dostarczać strategicznie ważne systemy? Nie ma chyba sensu próbować odpowiadać na poważnie...
Ale ta sytuacja może być szansą na przełom. Jeśli po powrocie z USA minister Macierewicz wybierze wariant radykalny – PGZ mogłaby wejść w fazę przekształceń, które wreszcie zmieniłyby ją w jednolitą firmę. PGZ to bowiem konglomerat tylko formalnie podległych spółek, zarządzanych osobno i tworzących nadal „układy poziome”. Prezes PGZ nie może niczego formalnie nakazać takiemu prezesowi Waldemarowi Skowronowi z przywoływanego już Mesko SA. Prezes ze Skarżyska może być odwołany przez własną radę nadzorczą.
Oczywiście opcja zerowa – czyli trzęsienie ziemi w polskiej zbrojeniówce – wymagałaby odwołania wszystkich rad i wszystkich prezesów, ustanowienia jakiejś formy tymczasowego zarządu „komisarycznego”, i to w momencie, gdy program modernizacji armii na nowo zmienia krajobraz firm obronnych w Polsce. Z tego punktu widzenia to nie najlepszy moment. Ale może lepiej przeciąć nieefektywny układ, zanim zostanie zasilony wielomiliardowymi kwotami.