Grupa działaczy i współpracowników KOR odmówiła udziału w obchodach rocznicowych zorganizowanych w Pałacu Prezydenckim. Uzasadniając odrzucenie zaproszenia, podkreślili, że wprawdzie szanują majestat urzędu Prezydenta RP, lecz uważają, że Andrzej Duda „łamie polską konstytucję i wspiera rząd w paraliżowaniu Trybunału Konstytucyjnego, który jest jej strażnikiem”. To zaś oznacza „zaprzeczenie ideałów, o które walczyliśmy w Komitecie Obrony Robotników i opozycji”. Napisali do Andrzeja Dudy wprost: „Nie chcemy świętować rocznicy powstania KOR razem z Panem”. Trudno o prostsze wyjaśnienie.
Oprócz oficjalnych obchodów w wielu miastach powstały społeczne inicjatywy, mające przypomnieć o tych niewielu w sumie dzielnych ludziach, którzy w połowie lat 70. ubiegłego wieku upomnieli się o prawa obywatelskie i sprzeciwili władzy. Naturalnie zważywszy na sytuację, zyskują one prócz kontekstu historycznego także wymiar polityczny. Tyle że idee, które przyświecały opozycji demokratycznej czasów PRL: wolność słowa, praworządność, samopomoc i samoorganizacja społeczna, ze swej istoty mają m.in. polityczny kontekst. Cóż począć, że nawet hasła przyświecające tym obchodom – „Od sprzeciwu do wolności” i „Warto się narażać” – kojarzą się również doraźnie…
Wtedy, przed 40 laty wspólny cel i przeciwnik – oraz identyczne zagrożenie – łagodziły polityczne podziały. Nie przez przypadek kanonicznym tekstem ludzi opozycji był wówczas napisany w 1979 r. esej Leszka Kołakowskiego „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą? Katechizm”. Jeszcze dosadniej ujął to słynny rosyjski dysydent Władimir Bukowski, który po deportacji na Zachód w grudniu 1976 r. na pytanie dziennikarzy o orientację polityczną, odparł: „Nie jestem z obozu prawicy ani z obozu lewicy. Jestem z obozu koncentracyjnego”. Oczywiście, już wtedy w KOR toczono spory ideowe, a i zdarzały się napięcia ambicjonalne. Pamiętam jednak, jak wiosną 1981 r. jako naiwny licealista zapytałem Adama Michnika o Antoniego Macierewicza – i usłyszałem odpowiedź wyraźnie mającą załagodzić rzeczywiste napięcia.
Dziś personalne animozje są wyraźne i pewnie już nie do przezwyciężenia. Rzecz w tym, by nie zafałszowały one wizerunku KOR i jego – oraz całej opozycji – historii. By KOR z ruchu zainicjowanego przez Macierewicza, Wujca, Chojeckiego, Kuronia, Borusewicza, Dorna – oraz „starszych państwa” i dziesiątków współpracowników – nie stał się kadrową organizacją Antoniego Macierewicza i paru harcerzy.