Dynamika odwołania dowódcy GROM była skokowa. Najpierw wszyscy zazdrościli płk. Piotrowi Gąstałowi, że tak świetnie zainwestował w swoją karierę w 1992 r. Gąstał, jako jeden z pierwszych żołnierzy przyjętych do GROM, uczestniczył w tajnej akcji przewozu teczek domniemanych agentów komunistycznych służb bezpieczeństwa, na podstawie których Macierewicz ułożył sławną listę agentów wśród przedstawicieli władz. Macierewicz, ujawniając listę, obalił przy okazji rząd, w którym zasiadał. A Gąstał o tym akurat zadaniu pewnie wolałby nie pamiętać, bo przez lata był to raczej jeden z pomijanych wątków w historii jednostki.
Kiedy kilka miesięcy temu polityczna układanka zmieniła się na korzyść Prawa i Sprawiedliwości, wojskowi byli przekonani, że minister Macierewicz, jako człowiek z dobrą pamięcią, uwzględni, kto tłukł się dla niego na pace stara w 1992 r. Szybko okazało się, że w kwestii pamięci minister Macierewicz jest bardziej pamiętliwy niż dobrze pamiętający. Atmosfera wokół jednostki robiła się coraz trudniejsza. Z MON ciągle szły jakieś zapytania i uwagi. Od trzech miesięcy wszyscy w zasadzie mówili, że płk Gąstał poleci. Tylko nie wiadomo było za co i kiedy.
Od momentu kiedy ministrem obrony narodowej został Antoni Macierewicz, wojskowi swój los odczytują ze skomplikowanej gry aluzji, drobnych gestów i niedomówień. Czystka na najwyższych stanowiskach odbywa się metodą salami. Każdego tygodnia zmienia się obsada jakiegoś ważnego stanowiska. W samym Sztabie Generalnym zwolniono wszystkich szefów zarządów. W Garnizonie Warszawa i Inspektoracie Wsparcia wymieniono całe dowództwo. Lista zmian jest bardzo długa. Karuzela kadrowa za czasów ministra Macierewicza jest również karuzelą emocjonalną. Jednego dnia pan minister jest dla kogoś łaskawy, a nawet wylewny.