Tania ściema
Opublikowanie przez rząd części wyroków TK nie jest żadną oznaką dobrej woli. To i tak nie wystarczy
Na ogłoszenie doczekały się 23 z 25 oczekujących na to werdyktów TK. Łaski pani premier tej nie dostąpiły jednak, co charakterystyczne, te kluczowe, bo dotyczące pozycji ustrojowej samego Trybunału.
Tym samym aktualna ekipa rządząca daje, po pierwsze, kolejny dowód, że wciąż jej celem nadrzędnym jest sprowadzenie Trybunału do roli alibi antykonstytucyjnych poczynań PiS.
Po drugie, i istotniejsze, wybiórcze ogłoszenie wyroków jest potwierdzeniem, jak Jarosław Kaczyński (Beata Szydło, Andrzej Duda itp.) traktują regułę trójpodziału władz. Oraz że za nic mają obowiązujący w cywilizowanym świecie model demokracji konstytucyjnej, powstały, co szczególnie ważne, w reakcji na doświadczenia totalizmów i II wojny światowej.
Wedle zasad tych bowiem – co zresztą przypomniał Trybunał w uzasadnieniu ostatniego werdyktu – władza ustawodawcza nie może wybierać, który wyrok sądu konstytucyjnego raczy opublikować, a którego nie. W myśl konstytucji właśnie wszystkie bowiem są ostateczne i podlegają bezwarunkowemu ogłoszeniu – i to bez nieuzasadnionej zwłoki.
W tym właśnie sensie ogłoszenie owych 23 werdyktów, przy pominięciu pozostałych dwóch, jest kolejnym złamaniem ustawy zasadniczej. Rozumie to pani, pani Beato Szydło?
Po trzecie, cały manewr obliczony jest naturalnie na podtrzymanie tezy, jakoby winnymi całemu sporowi byli sędziowie Trybunału. Wersję tę momentalnie obnażyła Komisja Wenecka, stwierdzając, że ogłoszenie części werdyktów bynajmniej nie rozwiązuje wszystkich problemów wskazanych w jej rekomendacjach. Oczywiście na „ściemę” taką może się nabrać elektorat PiS i tzw. milczącą większość w Polsce.
Potwierdziłoby to tylko słuszność wygłoszonej już dawno przez prominentnego polityka tego ugrupowania tezy, że „ciemny lud” kupi wszystko. Choć ciekawe jest, jak propagandziści PiS będą teraz tłumaczyć fakt, że rząd zdecydował się na publikację werdyktów, które jeszcze niedawno traktował jako zapadłe niezgodnie z procedurą.
Partyjni koledzy pani premier wymyślili wszak nawet powiedzenie, że wyroki te są jedynie prywatnymi opiniami sędziów wygłoszonymi podczas spotkań przy kawie. Zresztą rzecznik rządu już się zapętlił, kiedy dociskany przez dziennikarzy oznajmił, że… sam nie wie, czy opublikowano wyroki, rozstrzygnięcia, orzeczenia czy niezobowiązujące stanowiska sędziów.
Tak czy tak jest nadzieja, że na zagrywkę rządzących nie dadzą się nabrać choćby sądy. Dobrym sygnałem jest na przykład niedawny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który powołał się właśnie na nieopublikowany jeszcze wówczas werdykt Trybunału jako na obowiązujący.
Wedle prawa bowiem wszystko jest jasne. Żadne ściemy nie pomogą.