Adam Szostkiewicz: – Mimo protestów części kombatantów, rząd pani Szydło i kierownictwo MON upierali się przy pomyśle, by tegoroczne obchody rocznicy wybuchu powstania warszawskiego połączyć z apelem smoleńskim. Co pan o tym sądzi?
Andrzej Paczkowski: – To niedobry pomysł. Bardziej sensowne niż czytanie apelu smoleńskiego byłoby włączenie do obchodów powstania np. apelu poległych w kampanii wrześniowej, bo oba wydarzenia były częścią tej samej wojny. Apel smoleński należy zaś do innego porządku historycznego niż powstanie warszawskie. Do porządku „historii bieżącej”. Odczytuję intencje tego pomysłu, ale mieszanie porządków historycznych uważam za niedobre.
Jakie to intencje?
Żeby przy każdej okazji czcić pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej. Wydaje mi się to raczej prymitywnym przymuszaniem do czczenia osób, które zginęły w katastrofie. W pewnym sensie może to się nawet nie godzi, by łączyć to tragiczne zdarzenie z hekatombą w skali całego narodu, jaką było powstanie warszawskie. Mówię to, choć zginęli pod Smoleńskiem także moi znajomi. Ta katastrofa jeszcze się tak nie „ucukrowała” w pamięci zbiorowej jak powstanie i ma posmak polityczny.
Ale powstanie też ma posmak polityczny.
No tak, do dziś trwają spory o celowość i sens powstania. Jednak weszło już ono do ogólnonarodowego kanonu tak jak powstania XIX-wieczne, o które historycy (ale tylko historycy!) toczą wciąż boje.
Katastrofa smoleńska była niewątpliwie dramatem dla państwa polskiego, więc może to łączenie rocznic ma jakiś specyficzny sens?