Inspiracją mogła ewentualnie być scena z „Głupiego i głupszego”, w której jeden z bohaterów postanowił polizać wyciąg narciarski, przymarzł i już tak został na krzesełku, jeżdżąc wte i wewte z niezbyt mądrą miną. Z tą różnicą, że gdyby ów bohater należał do PiS, to po odratowaniu z radością polizałby krzesełko ponownie.
W poniedziałek wieczorem projekt ustawy o podwyżkach dla prezydenta, wszystkich świętych z rządu i (co istotne) posłów opisała „Rzeczpospolita”, a jego zalety z pewnością siebie przedstawiał poseł PiS Łukasz Schreiber.
We wtorek rano o projekcie wiedzą już wszyscy posłowie. Przeważnie z mediów, bo nawet posłowie PiS, których podpisy widniały pod projektem, nie mieli pojęcia, co podpisują. Podpisy in blanco to skądinąd piękna instytucja. Projekt nie był przedmiotem obrad klubu PiS, objawił się nagle i ojcostwo jego pozostaje nieznane.
W środę w swoim stylu zahuczały tabloidy. „Fakt” ochrzcił ten pomysł mianem „Koryto plus” w nawiązaniu do programu „500+”, a Beata Szydło oznajmiła, że nic o projekcie nie wiedziała i że podwyżka dla niej jest stanowczo za duża. Co więcej – i co gorsza – w świat poszła wiadomość, że „naczelnik się wściekł”. PiS zapowiedział, że projekt zostanie złagodzony. Wtedy wściekli się posłowie PiS, słusznie przypuszczając, że jeśli podwyżki zostaną okrojone, to ich kosztem.
W czwartek PiS złożył projekt, którego obawiali się posłowie – podwyżki mieli dostać tylko rządowi. Jacek Sasin zapędził się tak daleko, że przyznał rację Elżbiecie Bieńkowskiej, która w sławnej podsłuchanej rozmowie narzekała w kontekście zarobków wiceministrów, że za 6 tys. może pracować idiota.
Po paru godzinach wicemarszałek Ryszard Terlecki – szef klubu PiS – poinformował, że i ten projekt został wycofany.