Tarczyński poczuł się dotknięty słowami Wałęsy, który podczas poniedziałkowego spotkania KOD w Gdańsku zapowiedział przystąpienie do ruchu i miał stwierdzić: „Dziś możemy tylko powiedzieć jedną jeszcze rzecz. Kochani, którzy widzicie, że ten układ łamie prawo i wy od nich otrzymujecie stanowiska, zapamiętajcie: to się skończy i wytniemy was, z korzeniami wyrwiemy od sołtysa do ministra. Mało tego, sprawdzimy was dokładnie: co zrobiliście, jak zrobiliście, jak rządziliście”.
Po fali krytyki, jaka dotknęła posła PiS na Twitterze (na solo zaprosił go np. Tomasz Lis), tłumaczył się: „nie chodzi o bójkę, tylko debatę o Polsce i język w debacie publicznej”. W końcu skasował tweeta. Ale dziś komentuje znów: „Otrzymałem 624 wiadomości od wyznawców Bolka. Większość to groźby pozbawienia mnie życia. Nie odpuszczę”. Słowa dotrzymał. Tomaszowi Lisowi odpisał tak (nazywając go przy okazji „bezrobotnym leszczem”): „Przyjmuję »zaproszenie« i zrobię Ci jesień średniowiecza. Gdzie? Zgadnij, Einsteinie”.
Ciekawe, co zrobi Tarczyńskiemu komisja PiS ds. dyscyplinarnych. Ryszard Terlecki, szef klubu PiS, podczas dzisiejszego briefingu w Sejmie powiedział, że jego zdaniem wypowiedź jest skandaliczna, a sprawę skierowano do klubowej komisji. To znamienna wypowiedź, bo wydawać się mogło, że podobny język raczej wpisuje się w retorykę PiS. Przywykliśmy, że od czasu zaprowadzenia „dobrej zmiany” politycy w sprawie mowy nienawiści nabierają wody w usta.
Odwracanie oczu to niejedyny pomysł władzy na tolerowanie nienawiści. Działania są całkiem wymierne: na razie obcięto budżet Rzecznika Praw Obywatelskich i zlikwidowano biuro Pełnomocnika ds. Równego Traktowania. Nowo powołany Pełnomocnik Rządu ds. Społeczeństwa Obywatelskiego i Równego Traktowania odmówił zaangażowania się w obronę organizacji pozarządowych, takich jak Kampania przeciw Homofobii czy Amnesty International, które były kilkakrotnie atakowane: i słownie, i fizycznie.
Dlaczego rządzący usprawiedliwiają przemoc, nazywając nienawiść hejtem? To zapożyczenie z angielskiego, które bardzo zmiękcza i osłabia wymowę zjawiska. Wrogość i poniżanie to jednak nie hejt, któremu odbiera się i ciężar, i znaczenie. Tak jakby między zadawaniem krzywdy w internecie a fizycznym urazem była znacząca różnica. Ciągle za rzadko mówi się: nienawiść to nienawiść.
Sam poseł Tarczyński przedstawia się jako katolicki działacz i publicysta, prawnik po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Działał w westminsterskiej wspólnocie, prowadził audycję muzyki chrześcijańskiej. Był świeckim asystentem jednego z brytyjskich egzorcystów. Bogatszy o to doświadczenie przestrzega przed trzymaniem w domu masek. Złapanie porwanej wiatrem hostii przez Andrzeja Dudę komentował tak: „Podczas koronacji Matki Bożej Ludźmierskiej biskup krakowski Karol Wojtyła złapał wypadające z Jej ręki berło. Został papieżem”.
To nie pierwszy raz, kiedy poseł Tarczyński ma kłopoty. Niedawno zamieścił na Twitterze zdjęcie z luksusowego hotelu w centrum Warszawy, a precyzyjniej: z kąpieli w jacuzzi na wysokości tarczy zegara Pałacu Kultury i Nauki. Ogłosił: „Już po pracy. Weekendowy relaks w pięknej stolicy. Ktoś, coś w Warszawie? Dziś świętujemy!". Wpis wywołał poruszenie, wiele osób wytykało hipokryzję posłowi, który reprezentuje partię walczącą z ośmiorniczkami. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek komentowała, że „czuje absmak”, i dodała, że politycy nie powinni publikować tego typu zdjęć w mediach społecznościowych.
Tarczyński po raz pierwszy zasłynął po katastrofie smoleńskiej, gdy czuwał pod namiotem Solidarnych 2010 na Krakowskim Przedmieściu. Pracował wówczas jako dyrektor TVP w Kielcach i przedstawił pracodawcy zwolnienie lekarskie. Na Facebooku informował, że w namiocie pełni dyżur. Pytany, czy do pracy chodzić nie może, ale na Krakowskie już tak, odpowiedział „Newsweekowi”: „To jest moja bardzo intymna sprawa i nie będę o tym rozmawiać. Po drugie, kwestia zdrowia nie odnosi się tylko do nóg”.