Zachwyca się prezydenturą Andrzeja Dudy, na każdym kroku chwali politykę PiS, atakuje rządy PO-PSL, gani KOD. Z uznaniem wypowiada się o Macierewiczu i Ziobrze, krytykuje za to sędziego Rzeplińskiego, którego posądza o stronniczość wynikającą z politycznych aspiracji. Bo paraliżowanie Trybunału Konstytucyjnego przez partię rządzącą szczególnie jej nie niepokoi; nie widzi zagrożenia dla demokracji. Dlatego Unia, jej zdaniem, powinna dać Polsce spokój – w końcu sama „trzęsie się w posadach”, nie potrafi uporać się z emigrantami ani zatrzymać Brexitu. Podobnie jak politycy PiS mówi o hegemonii Niemiec, która „w Europie powoduje duże spustoszenie”, i uważa, że UE nie powinna przyjmować uchodźców, bo stanowią zagrożenie dla Europejczyków – szczególnie kobiet. Za Jarosławem Kaczyńskim powtarza, że trzeba zmienić konstytucję i że opozycja nie może przeszkadzać PiS w rządzeniu. W jej wypowiedziach pojawia się nawet słynny „układ”, spoiwo pisowskiej polityki. Idealna „lwica prawicy”, choć lepiej ubrana. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w zeszłym roku była kandydatką SLD na prezydenta. Partii, której delegalizacji domagał się przecież Kaczyński i której zarzucał „powiązania ze światem przestępczym”.
Magdalena Ogórek utrzymuje jednak, że o żadnej diametralnej zmianie poglądów nie ma tu mowy. Program PiS ma po prostu „wiele stycznych” z jej wyborczymi hasłami. – W kampanii też mówiłam, że prawo trzeba od nowa napisać. Upominałam się o polskich przedsiębiorców – o czym teraz mówi premier Morawiecki; proponowałam podniesienie kwoty wolnej od podatku i formę obrony terytorialnej – wówczas wszyscy z tego szydzili, a teraz MON ten plan wdraża.