Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Krytyczny raport Rady Europy o Polsce rząd PiS lekceważy. Jak to ma w zwyczaju

Domiriel / Flickr CC by 2.0
Raport komisarza Nilsa Muižnieksa to kolejny dzwonek alarmowy. I znów podważany.

Przedstawiony w środę raport komisarza Praw Człowieka Rady Europy Nilsa Muižnieksa to efekt kilkumiesięcznej pracy, lutowej wizyty komisarza w naszym kraju i spotkań z Komisarzem Praw Człowieka, szefami Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa oraz przedstawicielami organizacji pozarządowych. Przestrzeganie praw człowieka komisarz ocenia we wszystkich krajach członkowskich Rady Europy, a raport o Polsce jest jednym z 35, które już powstały.

Podobny dokument na temat Polski powstał blisko dekadę temu, więc to, że teraz jest następny, wynika z harmonogramu prac. Przygotowywane przez kolejnych komisarzy dokumenty od lat cieszą się dobrą opinią i uznawane są za obiektywne. Korzysta z nich nie tylko Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, Europejski Trybunał Praw Człowieka, ale również instytucje Unii Europejskiej.

Dokument ocenia m.in. ochronę praw człowieka i funkcjonowanie w naszym kraju różnych demokratycznych instytucji. Bada działania i warunki pracy Rzecznika Praw Obywatelskich, nowe prawo o inwigilacji i reformę wymiaru sprawiedliwości. I bierze pod lupę kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego, podkreślając, że trzeba wdrożyć wszystkie orzeczenia Trybunału, ponieważ politycy nie mają prawa decydować o tym, jakie orzeczenia Trybunału mają prawo wejść w życie, a jakie nie.

Raport krytykuje zagrożoną niezależności prokuratury, blokadę Trybunału Konstytucyjnego, obcinanie funduszy i pozbawienie immunitetu Rzecznika Praw Obywatelskich. Surowo ocenia tzw. małą ustawę medialną i czystki w mediach, które z merytorycznym przygotowaniem raczej wiele wspólnego nie mają. Wytyka też trudności, z jakimi muszą się borykać kobiety, które są ofiarami przemocy domowej. Mówi o niedofinansowaniu ośrodków dla ofiar przemocy, braku nowoczesnej edukacji seksualnej i utrudnieniach w dostępie do antykoncepcji i do aborcji, która choć dozwolona prawem, w praktyce – tak jak np. na Podhalu – jest bardzo trudna do przeprowadzenia.

Dokument dotyczy też problemów związanych z uchodźcami. Opisuje nasz brak solidarności w kwestii imigrantów, niechęć do ich przyjmowania i brak współpracy z innymi krajami Europy. Sprawiedliwie przypomina jednak, że Polska nie jest jedynym krajem, który uznaje, że sprawa jej nie dotyczy.

Ale zbieramy też pochwały, choćby za przystąpienie do konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i za dużą ustawę medialną, która według komisarza jest krokiem w dobrą stronę, bo uwzględnia opinie ekspertów i konsultacje społeczne. Komisarz podkreśla też, że w ciągu ostatnich lat udało się skrócić kolejki w sądach, jest mniej aresztów tymczasowych, a sądy zamiast aresztu zaczęły częściej stosować np. poręczenia finansowe.

Chcemy pomóc Polsce postępować właściwie – mówi komisarz Nils Muižnieks. I podkreśla, że sformułowane w raporcie uwagi to zalecenia dla polskich władz i wytyczne, jak nieprawidłowości usunąć. Jednak polski rząd reaguje podobnie jak w przypadku raportu Komisji Weneckiej. Rząd nie cieszy się z pozytywów i nie uwypukla ich. Skupia się raczej na podkreśleniu, że komisarz Nils Muižnieks jest politycznie zaangażowany, a przygotowany przez niego dokument – nieobiektywny. W ocenie rządu przebija też myśl, że komisarz skupia się na błędach obecnej ekipy rządzącej, a pomija niedociągnięcia poprzedników.

Ciekawe, kiedy skończy się etap deklaracji i opowiadania o szukaniu kompromisu. Komisja Wenecka, którą minister Waszczykowski jeszcze w zeszłym roku uważał za niezwykle profesjonalne i obiektywne ciało, później okazała się stronnicza. A jej ocenę rząd dzisiaj dezawuuje, podkreślając, że jest to tylko opinia i możemy, ale nie musimy z niej skorzystać. Teraz podobnie jest z raportem komisarza Muižnieksa. Ten dokument również okazuje się nierzetelny, stronniczy i wybiórczy. A sam komisarz, według przedstawicieli rządu, oparł się na opinii określonych środowisk i nawet nie zweryfikował zebranych podczas wizyt informacji.

Raport komisarza Nilsa Muižnieksa to kolejny dzwonek alarmowy. Jak widać – znowu podważany. Co musi się stać, żeby rząd przyznał, że dzieje się źle? I jaka instytucja musiałaby być autorem takiej opinii, żeby uznano ją dzisiaj za rzetelną i wiarygodną?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną