Wkrótce szczyt NATO w Warszawie. Mam nadzieję, że rząd pani Szydło, a szczególnie ministrowie Waszczykowski i Macierewicz, nie wyskoczą już z jakimiś wypowiedziami, które będą odczytane jako afront przez naszych gości.
Mam też nadzieję, że będzie wśród nich prezydent USA lub jego zastępca. Bez ich obecności polityczna ranga szczytu byłaby niższa, co natychmiast podchwyciłaby propaganda rosyjska.
Przed szczytem odwiedził Warszawę polityczny szef Sojuszu (nazwy „Pakt” z odcieniem negatywnym używała propaganda peerelowska), Jens Stoltenberg. Zapewnił, że po szczycie skonkretyzują się plany zwiększenia obecności wojsk NATO w Polsce. Jestem za.
Szczyt spełni zadanie, jeśli te plany skonkretyzują się nie tylko dla Polski, ale i dla państw bałtyckich. To najsłabsze ogniwo na flance północno-wschodniej Sojuszu. Jeśli Putin zdecyduje się uderzyć w Zachód, to uderzy właśnie tam, najprawdopodobniej zacznie od Łotwy.
Większa obecność sił natowskich w naszym rejonie Europy zmniejsza ryzyko ataku rosyjskiego. Dlatego jest zgodna z naszymi interesami. Problem w tym, że, o ile pamiętam, wciąż obowiązuje układ NATO-Rosja, gwarantujący Moskwie, że stałych baz NATO w tym rejonie nie będzie. Zaradzić temu politycznemu problemowi ma „rotacyjna” obecność wojsk Sojuszu.
Na tej zasadzie przejeżdża właśnie przez Polskę do Estonii pułk amerykańskiej kawalerii zmotoryzowanej. Byłoby dobrze, gdyby szczyt warszawski sprecyzował, jak porozumienie z Rosją ma być realizowane w dzisiejszych warunkach, kompletnie zmienionych wskutek aneksji Krymu, wsparcia rosyjskiego dla separatystów na Ukrainie i zaczepek militarnych na Bałtyku i w przestrzeni powietrznej nad państwami bałtyckimi odłączonymi od Rosji.
Dragoni mogą swobodnie przemierzać tysiące kilometrów od Niemiec do Estonii, bo to nie tylko państwa członkowskie Sojuszu, ale i Unii Europejskiej. Szczytowi w Warszawie ma towarzyszyć osobny szczyt NATO-UE. Doskonale, bo Unia musi się w końcu zdecydować, czy chce i w jaki sposób stworzyć własne wspólne, europejskie siły odstraszania potencjalnych agresorów. Ściślejsza współpraca NATO z Unią pomogłaby także w kwestii uszczelnienia granic UE.