Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jedenaste przykazanie

Chociaż przykazań jest sporo, to jednak utarło się, że dziesięć.

Zakaz sporządzania wizerunków i oddawania im czci jakoś się nie przebił do szerszej świadomości największych konfesji chrześcijańskich. Inne szczegóły z kolei mało kogo dziś obchodzą, bo kto by tam pożądał osła bliźniego swego, bądź też uległy modyfikacji, jak nakaz świętowania soboty (chociaż „wolne soboty” sroce spod ogona nie wypadły). Poza tym starożytnym Żydom umknęło parę ważnych spraw, jako to „dotrzymuj umów i obietnic”, „oskarżonemu pozwól się bronić” czy choćby „nie bij kobiet”. Nie można kodeksu „minimum etycznego”, pozostawionego przez Izraelitów i włożonego w usta Najwyższego, porównywać pod względem kompletności i wnikliwości z grecką nauką o cnotach, niemniej jednak w mazowieckich puszczach sprawy się miały, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, jeszcze gorzej. Przeto nie narzekajmy. Co więcej, na obronę etyki żydowskiej muszę, jako etyk, i to też trochę żydowski, powiedzieć dobre słowo. Przodkowie nie wynaleźli bowiem takiego jedenastego przykazania, które ponad wszystkie wyniosła współczesność. A przykazanie to brzmi „Nie oceniaj innych!”. O tym, skąd się ono wzięło i jak bardzo jest głupie, traktuje ten felieton.

Każdy chciałby za cenę nieoceniania innych samemu nie być ocenianym pod względem moralnym. Ja się nie wtrącam do ciebie, a ty do mnie. Jakie masz prawo mnie oceniać? Co możesz o mnie wiedzieć? Co, a może ty sam święty jesteś? Taki to jest w obiegu mądry dyskurs. Wprawdzie i Jezus zdawał się twierdzić, że tylko niewinni mają prawo sądzić innych, a skoro nie ma niewinnych, to ogólnie z sądzeniem słabo. Jednak powody, dla których taką karierę zrobiło dziś nieocenianie, nie mają wiele wspólnego z Jezusem.

Polityka 22.2016 (3061) z dnia 23.05.2016; Felietony; s. 112
Reklama