Kraj

Doktryna Hobbesa sa!

Choć i doktryna mu nieobca Tomasza Hobbesa (polityku, czytaj: hopsa) sa! – śpiewali Starsi Panowie, dodając, że „Polak nawet kiedy gwiźnie, już filozofii liźnie”. Mieli rację. Ostatnio zakochaliśmy się w filozofii polityki, że hopsa sa!

W propagandzie rządowej pojawiła się oto kategoria suwerena. Z miną chytruska Beata Szydło i jej urzędnicy rozpowiadają, że „suweren zdecydował”, czyli oddał całą władzę w ręce PiS, a wobec tego rząd może sobie robić, co mu się żywnie podoba. Przecież na tym właśnie polega suwerenność „suwerena”! Nie wiem, czy to jest szyderstwo, czy to tak na serio, ale zakładam, że dygnitarze PiS naprawdę wierzą w teorię woli powszechnej i „narodu – suwerena”. Wierzą, bo ów wczesnonowożytny, Roussowski masowy „suweren”, który miał zastąpić wstrętnego królewskiego autokratę, zda im się całkiem przyjemny – wprost na miarę przewodniej siły narodu, biało-czerwonej drużyny i Dobrej Zmiany. Bo i pięknym on jest, i propagandowo zdatnym. Piarowcy PiS mieli fajny pomysł z tym suwerenem! Gorzej, gdy o „suwerenie” mówią poważni sędziowie Trybunału Konstytucyjnego i politycy opozycji. Jeszcze trochę, a ta niegrzeczna bajeczka trafi pod strzechy! Nie daj Boże! Raz już bowiem tak się stało, mianowicie, gdy twórcy nacjonalizmu posłużyli się niewinną niby ideą suwerenności państwa narodowego oraz jego społeczeństwa, podstawiając w miejsce owego społeczeństwa „naród” jako podmiot niczym nieograniczonych praw. Mała zmiana, a cieszy – zamiast całej tej społecznej pstrokacizny, sami swoi – wierzący, jak trzeba, ubrani, jak trzeba, i z mordy miejscowi, a nie, z przeproszeniem, jakieś żydki. Oto suweren à la endecja et consortes.

Otóż, Szanowna Pani Premier, na tym właśnie polega wynalazek ustroju konstytucyjnego, żeby nie było już żadnego – jednoosobowego ani zbiorowego – suwerena, który mógłby wdeptać w ziemię jednostkę i jej prawa.

Polityka 14.2016 (3053) z dnia 29.03.2016; Felietony; s. 112
Reklama