Szef PiS nie cofnie się ani o krok w konflikcie o Trybunał Konstytucyjny. Wyrok, w którym Trybunał uznał ustawę o sobie za w całości sprzeczną z konstytucją, Kaczyński nazwał prywatnym stanowiskiem grupy osób. Delikatnie pogroził przy tym Beacie Szydło; gdyby pani premier przemknęło przez myśl opublikowanie orzeczenia, to zdaniem jej partyjnego przełożonego dostałaby zarzuty karne.
Trybunał złamał konstytucję, bo zdaniem Kaczyńskiego nie mógł orzekać o ustawie wbrew zapisom tejże ustawy.
Opozycja, powiada prezes, działa w sposób nienormalny, bo nie pozwala rządzić. Jej propozycje w sprawie rozwiązania sporu są więc nie do przyjęcia.
Sędziowie wybrani przez poprzedni Sejm nie są sędziami.
I, to już oczywista oczywistość, stanowisko Komisji Weneckiej, która uznała, że ustawa o Trybunale zagraża zasadzie rządów prawa, zostanie zignorowane. Polska ma się przecież rządzić polskim prawem, nic tu po mędrkach z zagranicy, nawet jeśli zaprosił ich tu przedstawiciel ekipy dobrej zmiany.
Co w takim razie zrobi PiS? Kaczyński zapowiedział powołanie komisji ekspertów, którzy pod auspicjami Sejmu będą obradowali tak długo, aż upływ czasu da partii rządzącej większość w Trybunale, a przynajmniej przychylnego jej prezesa, co nastąpi najpóźniej w grudniu, gdy upłynie kadencja Andrzeja Rzeplińskiego.
Kaczyński nie przestraszył się więc ani presji z zagranicy, ani sondażu „Rzeczpospolitej”, w którym trzy czwarte badanych opowiedziało się za publikacją wyroku Trybunału. Zignorował głos europosła PiS Kazimierza Ujazdowskiego, który namawiał do ustępstw. Nie wróżę temu politykowi świetlanej przyszłości w partii tego prezesa.