Dobrej zmiany potrzebuje coraz więcej sfer życia. W stolicy do dobrych zmian wzywają handlowcy. Chodzi o zmianę wprowadzonych przez władze miasta przepisów zwiększających minimalną odległość dzielącą sklepy z alkoholem od tzw. obiektów chronionych. Od niedawna sklepy te muszą być odległe nie o 50, ale o co najmniej 100 metrów od szkół, kościołów, żłobków, klubów malucha i poradni psychologiczno-pedagogicznych.
Handlowcy uważają, że zwiększenie wspomnianej odległości, a w konsekwencji nieuchronna redukcja liczby placówek oferujących alkohol całodobowo, to poważne utrudnienie dla osób, zwłaszcza starszych i schorowanych. Niektórym z nich już samo zgromadzenie środków niezbędnych do zakupu alkoholu sprawia dużą trudność. W tej sytuacji zmuszanie ich do nadkładania drogi do sklepu, w którym mogą ten alkohol nabyć, oznaczałoby przysporzenie im dodatkowej mitręgi. Poza tym wiadomo, że wielu mieszkańców stolicy do sklepu monopolowego udaje się dopiero po spożyciu całego alkoholu, który mieli w domu. Dla tych osób przejście dodatkowych 50 czy 100 metrów może być sporym problemem. Niektórzy mogą po drodze zasnąć albo zwyczajnie się zgubić, co narazi właścicieli sklepów z alkoholem na niezawinione przez nich straty.
Handlowcy ostrzegają, że powiększający się dystans pomiędzy konsumentami alkoholu a miejscami, w których mogą się oni w niego zaopatrzyć, nie przyniesie niczego dobrego. Z obliczeń Polskiej Grupy Supermarketów wynika, że alkohol, którego na skutek nieprzemyślanych decyzji władz miasta warszawiacy nie kupią i nie wypiją, może doprowadzić część sklepów do upadku i uszczuplić budżet państwa nawet o 100 mln zł, co w konsekwencji zagrozi realizacji programu 500+.