Bogdan Święczkowski, za rządów PiS najbliższy współpracownik Ziobry, którego ściągnął do Prokuratury Krajowej, potem został szefem ABW, wrócił teraz ze stanu spoczynku i został prokuratorem krajowym i pierwszym zastępcą prokuratora generalnego. Drugim zastępcą został Marek Pasionek, zastępca Zbigniewa Wassermanna, w 2010 r. delegowany do Prokuratury Wojskowej, gdzie nadzorował śledztwo smoleńskie. W 2011 r. został od niego odsunięty za rzekome przecieki ze śledztwa (miał m.in. poprosić nieformalnie o pomoc FBI, a także informować o ustaleniach prawicowych dziennikarzy – oczyszczony z zarzutów). Trzecim zastępcą został prokurator Krzysztof Sierak, współpracownik Ziobry w czasach rządów PiS, który nadzorował sprawę Blidy. Czwartym – Robert Hernand, kolejny dawny bliski współpracownik.
Awansować ma prokurator Elżbieta Janicka, za rządów PiS szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w której pracowano między innymi nad sprawą doktora G. Lata rządów PO spędziła na bocznym torze, zajmując się sprawami obrotu prawnego z zagranicą (sprawy ekstradycyjne). Teraz ma być szefową nowo powstającego Wydziału Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej do ścigania przestępstw sędziów i prokuratorów. A nowym szefem biura kadr ma zostać Jarosław Hołda, najmłodszy prokuratorski „emeryt” w kraju, który po upadku rządu PiS w wieku 36 lat odszedł w stan spoczynku. Teraz wrócił do służby.
Mówi się też o powrocie Pawła Wilkoszewskiego, dawnego ambitnego asesora prokuratorskiego, asystenta politycznego Ziobry. Prokuratorzy warszawscy w 2007 r. wydali mu negatywną opinię, gdy starał się o nominację na prokuratora. Nieoficjalnie, z powodu braku bezstronności. Teraz ma zostać szefem najważniejszej Prokuratury Okręgowej w Warszawie przy ul. Chocimskiej, gdzie trafiają najbardziej medialne i polityczne śledztwa warszawskie.
Wejście i wyjście
Informacje o pierwszych planowanych nominacjach pojawiały się już od czwartkowego wieczoru na Twitterze. Tymczasem w samej Prokuraturze Generalnej przez cały piątek, czyli pod nową już formalnie władzą – panowała kompletna cisza. – Nic się nie dzieje. Czekamy – rzuca do telefonu w piątkowe popołudnie jeden z prokuratorów z Prokuratury Generalnej. Andrzej Seremet, formalnie już „nikt”, od rana czekał w gabinecie, by kulturalnie przekazać władzę Ziobrze jako nowemu prokuratorowi generalnemu, jak było ustalone. Ale się nie doczekał. Dopiero pod koniec dnia przyjechał Bogdan Święczkowski ze swoimi ludźmi. Sam Ziobro się nie pojawił.
Już pierwsza, jeszcze kurtuazyjna, wizyta ministra sprawiedliwości w budynku Prokuratury Generalnej przy Rakowieckiej, jaką złożył we wtorek, na trzy dni przed oficjalnym jej przejęciem, wzbudziła emocje. Żadnych uśmiechów, uścisków dłoni. Minister sprawiedliwości, i już za chwilę także prokurator generalny, został zaproszony na uroczystość pożegnania dotychczasowego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, ale do końca nie było wiadomo, czy przyjdzie. Przyszedł jako ostatni, przeparadował przez całą aulę wypełnioną ludźmi i stanął na końcu rzędu innych zaproszonych gości.
Andrzej Seremet krótko dziękował za współpracę. Po nim pierwsza prezes Sądu Najwyższego (i zarazem przewodnicząca Trybunału Stanu) prof. Małgorzata Gersdorf odniosła się do aktualnej sytuacji: „Kończy się pewien etap w historii prokuratury i rozwoju państwa”.
Gdy po niej do mikrofonu podszedł prof. Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego – minister Zbigniew Ziobro bez słowa skierował się w stronę drzwi i wyszedł. Zapanowała konsternacja. Za trzy dni ma ruszyć rewolucja, także kadrowa, a nowy szef nie miał im nic do powiedzenia.
Co prawda swoje już w zasadzie powiedział w Sejmie podczas prezentacji nowej ustawy. Dotychczasowy model z niezależnym prokuratorem generalnym wybieranym przez opiniotwórcze prawnicze środowiska nazwał „umywaniem rąk” przez rządzących. Mówił: „Ten mechanizm całkowicie pozbawia naród, suwerena, wpływu na to, kto będzie prokuratorem generalnym, jaką ten prokurator generalny będzie prowadził politykę karną w zakresie bezpieczeństwa i przestrzegania praworządności”. A proponowane przez siebie rozwiązania nazwał „przywróceniem realnej kontroli społeczeństwa nad prokuraturą”.
Pod flagą biało-czerwoną
Rewolucja osiągnie skalę dotąd niespotykaną. Prokuratura Generalna i wszystkie 11 prokuratur apelacyjnych od piątku, 4 marca 2016 r., przestają istnieć. A – co wynika już z prawa pracy – likwidacja jednostki powoduje likwidację stanowiska i umowy o pracę wygasają wszystkim automatycznie. To zwalnia z obowiązku wręczania wypowiedzeń i pozwala zatrudnić od razu w nowej Prokuraturze Krajowej i w zastępujących apelacyjne prokuraturach regionalnych. Oczywiście tylko tych, których zatrudnić się zechce.
Do tej pory wszystkie nominacje na ważne funkcje, jak też wnioski o odwołanie prokuratorów przez prokuratora generalnego, musiała zatwierdzać Krajowa Rada Prokuratury, która stała na straży niezależności tej instytucji. Nową ustawą o prokuraturze została zlikwidowana. W jej miejsce ma powstać Krajowa Rada Prokuratorów – jako ciało doradcze ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, którego skład on sam ustala.
Na razie działa nieformalny zespół doradczy, ustalając, kto znajdzie się wśród zatrudnianych w nowych strukturach. W gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich od dłuższego czasu pracuje kilkuosobowy sztab. Na jego czele – wedle uzyskanych przez nas informacji – stać ma najbliższy Ziobrze Bogdan Święczkowski, prokurator ze Śląska, kolega ze studiów ściągnięty w 2005 r. przez Ziobrę do Prokuratury Krajowej, z racji potężnej postury nazywany Godzillą.
W gronie zaufanych ma być prokurator Marek Pasionek i generalnie ludzie skupieni wokół stowarzyszenia prokuratorów Ad Vocem, które w 2008 r. powołali „ziobryści”, z prezes Małgorzatą Bednarek na czele. Ona, za „pierwszego Ziobry”, jako prokurator okręgowa w Bielsku-Białej zasłynęła wspólną z prokuratorem krajowym Jerzym Engelkingiem konferencją prasową, na której ogłosili rozbicie korupcyjnego układu sędziowskiego w Bielsku-Białej (później za niesłuszne oskarżenia prokuratury sędziowie dostali odszkodowania).
W gronie zaufanych wymieniany jest też Tomasz Szafrański, uważany za przyjaciela Ziobry. To były sędzia rejonowy z Krakowa, z dyscyplinarkami na koncie za zbytnią opieszałość w pisaniu uzasadnień wyroków. W 2004 r. zrzucił togę sędziowską i zaczął karierę prokuratora. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oddelegował go do pracy w resorcie i mianował prokuratorem okręgowym. Od trzech lat pracuje w biurze legislacyjnym Prokuratury Generalnej.
Wespół w zespół
Ci, którzy nie znajdą akceptacji weryfikatorów, zostaną odesłani do pracy w innych prokuraturach. Jakich? Ustawa stawia tylko jedno ograniczenie: ma być to jednostka blisko ich miejsca zamieszkania. Tak więc w praktyce może chodzić o prokuratury rejonowe. Zresztą przecieki z Ministerstwa Sprawiedliwości świadczą o przygotowaniach do takich spektakularnych upadków. Mówi się już np. o tym, że prokurator Marzena Kowalska, powołana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na stanowisko zastępcy prokuratora generalnego Seremeta, które zajmowała przez ostatnie sześć lat, nadzorując pion walki z przestępczością zorganizowaną, ma zostać skierowana do Prokuratury Rejonowej w Warszawie.
I to też jest nowy standard w historii prokuratury. Przy poprzedniej zmianie władzy w 2010 r. przy reformie rozdzielającej stanowiska ministra i prokuratora generalnego prokuratorzy Prokuratury Krajowej dostali wybór: przejście do wskazanej prokuratury apelacyjnej albo prawo przejścia w stan spoczynku bez względu na wiek i lata pracy – to rodzaj prokuratorskiej emerytury z pełną dotychczasową pensją. Tak zrobił 40-letni wówczas Święczkowski, który odrzucił propozycję pracy w Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach i odszedł w stan spoczynku. Teraz prokuratorzy nie mają wyboru. Prokurator Prokuratury Generalnej czy apelacyjnej, zachowując tytuł i wynagrodzenie, może trafić nawet do rejonu. Bogdan Święczkowski w wywiadzie dla „Dziennika” uzasadnił to krótko: „każdy będzie mógł się wykazać i sprawdzić w pracy śledczej dla dobra kraju”.
Dlatego wielu prokuratorów wolało odejść niż – jak twierdzą – dać się upokorzyć. Wnioski o odejście w stan spoczynku złożyło już ponad 150 prokuratorów – głównie z tych likwidowanych jednostek, ale nie tylko. Np. we Wrocławiu takie wnioski złożyło aż 21 osób. W Prokuraturze Generalnej ostatni tydzień przed wejściem w życie nowych zasad był więc czasem pożegnań. Dzień przed odejściem Andrzeja Seremeta w tej samej auli żegnano kilkunastu innych prokuratorów, między innymi Beatę Mik, wysoko cenioną za profesjonalizm prokurator z departamentu postępowań sądowych Prokuratury Generalnej. W „Rzeczpospolitej” napisała, jakie zagrożenia idą i jak się to przełoży na pracę prokuratury.
Ściganie przede wszystkim
Jaką rolę dla prokuratury wyznaczyło PiS, widać wyraźnie już na początku ustawy opracowanej przez ludzi Ziobry. Do tej pory artykuł 2. ustawy brzmiał: „zadaniem prokuratury jest strzeżenie praworządności oraz czuwanie nad ściganiem przestępstw”. Teraz na pierwszym miejscu jest ściganie. Dla prokurator Beaty Mik taki akurat odwrócony szyk jest znamienny, bo zamienia prokuratora w policmajstra z uprawnieniami oskarżycielskimi. Ta z pozoru niewinna zmiana zaalarmowała wcześniej prawników z Biura Analiz Sejmowych, którzy opiniowali projekt ustawy. Nazwali tę zmianę niezrozumiałą. Głównym zadaniem prokuratury jest czuwanie nad ścisłym przestrzeganiem przepisów prawa – pisali, powołując się na prawnicze autorytety i tradycję, w tym rozporządzenie Prezydenta RP z dnia 6 lutego 1928 r. Prawo o ustroju sądów powszechnych, gdzie wskazywano, iż zadaniem prokuratury jest „stanie na straży praw”. Odwrócenie kolejności „może wiązać się z położeniem większej roli na zadania »śledcze« niż oskarżycielskie. Szkopuł jednak w tym, że powód tej zmiany nie został wyjaśniony w uzasadnieniu projektu” – pisali.
Na powtarzane przez ministra Ziobrę twierdzenia, że wszystkie zmiany są po to, by obywatele czuli się bezpieczniej i żeby lepiej łapać przestępców, sejmowi prawnicy odpowiadają, że od zapewnienia bezpieczeństwa jest minister spraw wewnętrznych, a nie minister sprawiedliwości („przesądza tę kwestię ustawa o działach administracji rządowej, w której w art. 29 ust. 1 stwierdzono, iż »dział sprawy wewnętrzne obejmuje sprawy ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego«”), a jedynym prawdziwym narzędziem prowadzenia polityki karnej jest tworzenie ustaw i kodeksów.
Sejmowi prawnicy nie zostawili też suchej nitki na samym modelu z ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w jednej osobie. „Ustawodawca, kształtując model prokuratury w Polsce, powinien mieć na względzie to, że na płaszczyźnie norm konstytucyjnych Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny spełniają dwie różne funkcje i to na tyle różne, iż można przyjąć konstytucyjną niepołączalność tych funkcji w jednej osobie. Jeżeli ustawa zasadnicza zezwala na łączenie funkcji w jednej osobie, to daje temu wyraz w odpowiednim przepisie kompetencyjnym (np. art. 147 ust. 3, umożliwiającym pełnienie funkcji ministrów przez Prezesa i wiceprezesa Rady Ministrów). Takiego przepisu dopuszczającego łączenie stanowiska Ministra Sprawiedliwości z funkcją Prokuratora Generalnego Konstytucja RP nie zawiera”.
Wskazali na konieczność dokonania wielu zmian: „Prawo o prokuraturze wymaga modyfikacji na dalszym etapie legislacyjnym” – napisali. Tak się jednak nie stało. Ustawa o prokuraturze została uchwalona praktycznie bez zmian i w ekspresowym tempie.
Bogdan Święczkowski powiedział w Sejmie wprost, że prokurator generalny poprzez unię personalną z ministrem sprawiedliwości staje się naczelnym organem władzy.
Uczyniono z ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego instancję wszechpotężną. Stał się bezpośrednim zwierzchnikiem wszystkich prokuratorów. Zbigniew Ziobro może teraz praktycznie wszystko: zlecać sprawy każdemu z prokuratorów, nawet z pominięciem jego bezpośredniego zwierzchnika, konkretne działania operacyjne służbom specjalnym; nakazać każdemu prokuratorowi wszczęcie konkretnego śledztwa, jak też odmówić wszczęcia czy je umorzyć (art. 56 ustawy: prokurator wszczyna i prowadzi postępowanie przygotowawcze, „chyba, że kierownik nadrzędnej jednostki organizacyjnej prokuratury zarządzi inaczej”). Na tej samej zasadzie może zgodnie z ustawą nakazać podjęcie konkretnych czynności procesowych; jak wydanie przez ministra polecenia zatrzymania każdego, kogo uzna za właściwe, polecenie, jakie postawić zarzuty, jakich kar żądać.
„Nie będzie łamania kręgosłupów” – bronił tej koncepcji prokurator Bogdan Święczkowski. Bo, argumentował, gdy prokurator nie będzie się zgadzał z procesową decyzją przełożonego, będzie mógł zrezygnować z prowadzenia dalej takiego śledztwa. Ziobro natomiast będzie mógł tych, z których pracy jest zadowolony, nagradzać, a opornych usuwać. Ba, może nawet sam osobiście prowadzić śledztwa, na co krytycznie zwrócili uwagę sejmowi legislatorzy. Może też zabrać bezpośrednio do Prokuratury Krajowej każde śledztwo z kraju (art. 63 par. 2), a także tworzyć do wybranych śledztw specjalne zespoły, do których oprócz prokuratorów może włączać funkcjonariuszy innych służb państwowych. Będzie mógł zlecać prowokacje, podsłuchy, inwigilacje.
Znowu się uda?
Sam też może zdejmować klauzule tajności bez konieczności uzyskania zgody szefa służby, która ją nałożyła (a nawet wbrew jego decyzji). Ustawa dała mu dużą swobodę w informowaniu osób z zewnątrz o ustaleniach śledztw. Jak również w informowaniu opinii publicznej. Może organizować konferencje prasowe i mówić o najświeższych ustaleniach, osobach zatrzymanych, zarzutach. Jak w pamiętnej sprawie doktora G. – „nikt przez tego pana więcej pozbawiony życia nie będzie”. Teraz już nie będzie mu za to groziła odpowiedzialność, bo ustawa została tak skonstruowana, żeby nie było powtórki z problemów, jakie Ziobro i jego ludzie mieli wcześniej (np. w sprawie udostępnienia przez niego akt z toczącego się śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu czy o przekazanie dziennikarce TVP, a obecnie żonie, materiałów z akt o sprawie doktora G., które dziennikarka potem upubliczniła). Do tego, już w trakcie ekspresowych prac nad nią w Sejmie, dopisano jeszcze paragraf, że za wszelkie szkody wynikłe z ujawnienia informacji ze śledztwa odszkodowania płacić będzie Skarb Państwa. Wszystko w imię głoszonego bezpieczeństwa obywateli.
Co więcej, Zbigniew Ziobro nie tylko zdobył dostęp do wszystkich śledztw w kraju i bezpośredni wpływ na każdego prokuratora. To jemu, zgodnie z nową ustawą, minister spraw wewnętrznych i minister koordynator do spraw służb specjalnych mają składać sprawozdania, informacje o swoich działaniach w zakresie ścigania przestępstw. W praktyce może się to stać, zanim dojdzie do zebrania dowodów i wszczęcia śledztwa.
•
Jednak jaki będzie główny cel tej walki i takich specjalnych uprawnień – już raczej wiadomo. Priorytetem będzie „śledztwo smoleńskie”, ale może też być ponownie zbadana „afera hazardowa”, niektóre wątki afery taśmowej, Amber Gold – generalnie wszystkie, które mogą być politycznie produktywne. Posypią się pewnie wnioski do prokuratur po ogłoszeniu tzw. audytów instytucji rządowych, wstecznej kontroli przetargów itd. A przede wszystkim, przed czym ostrzegają instytucje ochrony praw obywatelskich, mogą ruszyć na nieznaną dotąd skalę: inwigilacja, podsłuchy, prowokacje i, znane z poprzednich rządów Ziobry, areszty wydobywcze i „śledztwa trałowe”. Sporadyczne, spektakularne i medialne akcje przeciw wytypowanym przestępcom będą zaś dawały osłonę, budowały reputację „szeryfa”.
Profesor Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, uważa, że właśnie Trybunał Konstytucyjny powinien koniecznie ocenić zgodność ustawy prokuratorskiej z konstytucją. Wiadomo już, że PO planuje wchodzącą właśnie w życie ustawę o prokuraturze zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego.
Tymczasem na kilka godzin przed objęciem prokuratury swoim władztwem Zbigniew Ziobro wpisał na Twitterze: „Chcemy, żeby Polacy poczuli się bezpiecznie i jestem przekonany, że możemy to uczynić – już raz nam się to udało”.