Maria Teresa Kiszczak (lat 82) to pisarka, która sama tworzy autobiograficzne powieści, sama je wydaje i sama próbuje sprzedawać, co spodziewanych dochodów nie przynosi. Jest też poetką, która udostępnia swoje utwory za darmo na blogu pod nazwą Jestem Poetką. Twórczą wenę zakłócają jej problemy natury egzystencjalnej. Nasiliły się po śmierci męża Czesława Kiszczaka, ministra spraw wewnętrznych w latach 80. Kilka tygodni po pogrzebie generała pani Kiszczak zwróciła się do prezesa Instytutu Pamięci Narodowej z prośbą o spotkanie.
We wtorek 16 lutego o godz. 10.30 Maria Teresa Kiszczak przekroczyła próg gabinetu szefa IPN Łukasza Kamińskiego. Później wdowa i prezes inaczej przedstawiali treść rozmowy. On upierał się, że pani Kiszczak chciała sprzedać za 90 tys. zł skarb po mężu. Ona, że to prezes zapytał o oczekiwania finansowe. Jakkolwiek było, towaru nie sprzedała, chociaż próbka, jaką przyniosła, wyglądała obiecująco. Była to kartka z odręczną notatką ze spotkania w 1974 r. oficera SB z tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek. Wdowa oświadczyła, że ma tego więcej.
Dalej nie poszło tak, jak sobie wyobrażała. Prezes Kamiński powiadomił prokuratorski pion IPN i tego samego dnia do willi Kiszczaków na warszawskim Mokotowie zastukała ekipa z nakazem rewizji. W grupie było dwóch prokuratorów z IPN i policjanci z Komendy Stołecznej. – Zachowywali się kulturalnie, ale krępowało mnie, że jedna z policjantek krok w krok za mną chodziła – relacjonuje Maria Kiszczak.
Według prokuratora Marcina Gołębiewicza, naczelnika pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN, wszystko odbyło się zgodnie z procedurą: – Maria Kiszczak została pouczona i dobrowolnie wydała wszystkie rzeczy. Nie trzeba było wdrażać specjalnej procedury przeszukania.