Trzeba też wierzyć prezesowi IPN, który na pierwszy rzut oka rozpoznał autentyczność ubeckich dokumentów i podpisów Lecha Wałęsy. Wprawdzie powiedział, że rozumie ludzi domagających się opinii choćby grafologów, ale dodał, że takie ekspertyzy zajęłyby za dużo czasu. Na razie zatem znalezisko udostępniono dziennikarzom i naukowcom, żeby się naród dowiedział. A potem żadne ekspertyzy nie będą już potrzebne.
I pomyśleć, że przez 319 miesięcy byliśmy dumni – no, oczywiście nie wszyscy – z odzyskania Polski i wolności. Aż tu nagle okazało się, że ci nie wszyscy dostali prezencik zza grobu od głównego ubeka PRL i drwią z naszej dumy. Że cieszyliśmy się niepodległością spod ciemnej gwiazdy czerwonej. Że daliśmy się wykiwać „sterowanej przez reżim” marionetce – jak był łaskaw nazwać Lecha Wałęsę minister Waszczykowski. W dodatku, dodaje minister, nikt na świecie nie rozumie, co się u nas dzieje. Zagraniczna prasa pisze, że to atak na człowieka legendę, a to przecież tylko „próba wyjaśnienia prawdy”. A ponieważ PiS tę prawdę zna od dawna, więc od razu z próby zrobił uroczystą premierę opluwania III RP. Honorowy patronat nad spektaklem objął Andrzej Duda z Krakowa, któremu grymas satysfakcji nie schodził z twarzy, gdy pytał, ile jeszcze jest takich domów w Polsce, gdzie są ukryte ubeckie papiery.
Waszczykowski w lot chwycił te słowa i poprosił rodzinę gen. Jaruzelskiego o otwarcie wszystkich szaf, piwnic i strychów, a całemu światu zapowiedział ofensywę informacyjną. Jego służby prasowe zapewne przygotują komunikat, że powstanie 10-milionowej Solidarności, a potem Okrągły Stół to były wszystko ustawki „inspirowane przez zewnętrzne czy wewnętrzne służby”.
Haniebna jest teza, od dawna rozpowszechniana przez PiS, że współczesna historia Polski opiera się na kłamstwie.