Kraj

Czarny scenariusz

Ponure wizje Polski pod rządami PiS

W tym numerze POLITYKI prof. Bartłomiej Nowotarski, konstytucjonalista, przedstawia „Kilka czarnych scenariuszy” dla Polski PiS.

Profesor zapowiada głęboką czystkę kadrową, centralizację władzy, klientelizm, naruszenie autonomii sądownictwa, próby złamania samorządów, cenzurę i autocenzurę mediów, wreszcie atak na Państwową Komisję Wyborczą, czyli na rzetelność przyszłych wyborów. Profesor jest naukowo wstrzemięźliwy i chłodny, więc uprzejmie dopowiadam: pańskie czarne scenariusze, Panie Profesorze, są przy moich czarnych scenariuszach szare, z odcieniem różu. Nie żebym demonizował rządzącą formację, ma ona zbyt wiele aspektów humorystycznych, aby naprawdę już dziś przerażać, ale czarne scenariusze pisze się po to, żeby ostrzec, może zapobiec, uczulić, odpukać. Muszą być trochę wyostrzone, jednak w granicach prawdopodobieństwa.

Prawdopodobne jest zatem spaskudzenie gospodarki. Akurat dowiedzieliśmy się od statystyków, że Polska w ruinie odnotowała najwyższe od lat tempo wzrostu gospodarczego i pierwszy raz w historii wysoką nadwyżkę eksportu nad importem. Mamy zatem solidny fundament ekonomiczny, ale już śpieszymy z pneumatycznym młotem. Deficyt budżetowy na ten rok wzrósł do prawie 55 mld zł, choć nie jest jeszcze obciążony pełnym rachunkiem za 500+, nie zawiera jeszcze kosztów bezpłatnych leków dla seniorów, podwyższenia kwoty wolnej od podatków, obniżenia wieku emerytalnego czy ulg dla frankowiczów. Żeby nie wiem jak oskubać banki, obciążyć sieci handlowe i zatrudnić 60 tys. osób (taki jest projekt) do kontroli podatku VAT, budżet w następnych latach może mieć dziurę rozmiaru leja po bombie, 100 mld zł albo więcej. Ponieważ PiS nie rozdaje pieniędzy swoich, tylko nasze, trzeba będzie w przyszłości zwiększyć podatki albo długi, a właściwie jedno i drugie. Dzisiejsze dzieci będą przez dekady spłacać wyborcze upominki dla rodziców.

Dobrze, zostawmy gospodarkę, bo PKB nie jest najważniejsze w życiu narodu. W życiu narodu najważniejsza jest suwerenność i duma. W imię suwerenności, czyli pełni władzy Suwerena (sami wiecie, kogo), będziemy „wychodzić z unijnego mainstreamu” na południe, w stronę Węgier. Nigdy nie przyjmiemy waluty euro, nie zgodzimy się na wspólną politykę w sprawie imigrantów, ale też na stworzenie mini-Schengen ani na wzmocnienie instytucji unijnych (bo będą nam zaglądać w demokrację), nie będziemy popierać enerdówki Merkel i w ogóle dominacji Niemiec, choć Putina też nie, chyba że nasz regionalny przywódca Viktor Orbán uzna to za korzystne. Jak napisała pewna niemiecka gazeta: gdyby Putin miał takich wrogów jak Polska PiS, to nie musiałby już mieć przyjaciół. Za moment stracimy w Europie nie tylko reputację (orzeczenie Komisji Weneckiej już wkrótce), ale też powagę i znaczenie. Ten idiotyzm o powstawaniu z kolan zaprowadzi Polskę na peryferie Europy. Od niedawna w Unii zaczęto nas zaliczać do „krajów nordyckich”, jakby w opozycji do rozpadającego się pod ciężarem długów południa. Było, minęło. Kierunek Mołdawia?

Więc może chociaż państwo się wzmocni? Tak, w tym sensie, że zostanie całkowicie przejęte przez ludzi rządzącej partii. Żadnych niezależnych instytucji, organizacje społeczne i media – albo własne, albo kontrolowane (dowolną ustawę można przecież uchwalić). I od rana do nocy propaganda: obrzydzanie szkodliwej opozycji i żałosnej Unii, straszenie imigrantami, terrorystami (coś gdzieś może wybuchnąć), pedofilami, przestępczością, gejami – a po drugiej stronie żołnierze wyklęci, patriotyczni kibice, jeden PiS, jedna wiara i jeden Naczelnik. Będzie tak, Panie Profesorze? Podobno, skoro przegraliśmy wybory, to już nic od nas nie zależy ani do nas nie należy. Gdybyśmy przyjęli tę logikę, to byłby najczarniejszy scenariusz.

Jerzy Baczyński

Polityka 8.2016 (3047) z dnia 16.02.2016; Komentarze; s. 5
Oryginalny tytuł tekstu: "Czarny scenariusz"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama