Ważne jest, aby spór w ramach mojej generacji był prowadzony zupełnie inaczej niż ten między Kaczyńskim i Tuskiem. Aby różnić się istotnie ad meritum, a nie ad personam. I co najważniejsze – aby zmiany władzy nie doprowadzały do palpitacji serca rzesz Polek i Polaków. Aby Polska była krajem przewidywalnym, takim jak większość państw Europy Zachodniej. To jednak dopiero po Kaczyńskim.
Chocholi taniec
Może jeszcze tego dobrze nie widać, ale rządy PiS są ostatnim aktem władzy pokolenia, które doprowadziło do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1989 r. Aktem nie tylko gwałtownym, ale też niebezpiecznym dla naszej przyszłości. Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie podważam ogromnego sukcesu, jakim było odzyskanie niepodległości, wprowadzenie demokracji oraz zapewnienie bezpieczeństwa i stabilności ekonomicznej. Jednak osiągnięcia te nie są dane raz na zawsze, a społeczeństwa, które nie idą do przodu, cofają się.
Dlaczego uważam, że akt to ostatni? Widać, że pokolenie to wyczerpało swoje możliwości, głównie intelektualne. Zarówno osiem lat marazmu Platformy, jak obecnie działania PiS ukazują to w sposób uderzający. Jest także coraz bardziej oczywiste, że nie rozumieją oni współczesnego świata i nie są w stanie zaproponować rozwiązań dla wyzwań stojących przed Polską.
Trzeba również pamiętać, że blisko połowa wyborców nie ma szansy pamiętać ani Okrągłego Stołu, ani tego, co do niego doprowadziło. Dzisiejszy czterdziestolatek w 1989 r. miał 13 lat!
I co najważniejsze – linia sporu, który jest kluczowy w Europie i w Polsce, przebiega pomiędzy pokoleniami. Żeby sobie to uświadomić, wystarczy spojrzeć na dane dotyczące bezrobocia czy ubóstwa.