Prof. Zybertowicz to społeczny doradca prezydenta Andrzeja Dudy do spraw tajnych służb, jednocześnie etatowy doradca Pawła Solocha, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W gmachu BBN przy ul. Karowej z własnego gabinetu (skromnie umeblowanego) obserwuje służby specjalne. Jest zwolennikiem utworzenia Ministerstwa Ochrony Państwa, z Mariuszem Kamińskim w roli supernadzorcy wszelkich służb. W państwie rządzonym przez PiS to logiczne rozwiązanie, chociaż nie wszyscy zdają sobie sprawę, że ostatni taki omnipotentny resort nosił nazwę Ministerstwo Bezpieczeństwa Wewnętrznego i też miał chronić państwo.
Wesoły człowiek
Szczupły 61-latek, ale z błąkającym się po twarzy chłopięcym uśmieszkiem urwisa, który właśnie coś zmalował. – Ma poczucie humoru i duży dystans do siebie – mówi Zbigniew Rau, wiceminister spraw wewnętrznych z czasów koalicyjnego rządu PiS (z LPR i Samoobroną). Obaj uczestniczą w konferencjach naukowych organizowanych przez Polską Platformę Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To forum dyskusyjne, gdzie debatują osoby z lewicy, prawicy i środka. Prof. Zybertowicz na konferencjach PBW bryluje. Przechadza się z sędzią Barbarą Piwnik albo przyjaźnie konwersuje z byłym ministrem, a dzisiaj adwokatem Januszem Kaczmarkiem. Nie kryje się z sympatią dla osób, które jego środowisko polityczne traktuje, delikatnie mówiąc, wrogo. To inne, mniej znane wcielenie prof. Zybertowicza.
– Trudno go jednoznacznie zaszufladkować, wymyka się prostym osądom – ocenia Janusz Kaczmarek. – Z wieloma jego poglądami gruntownie się nie zgadzam, ale dyskutujemy, a nie kłócimy się. Poza tym to człowiek niesłychanie wesoły, lubi żartować. To miła cecha.
Często udziela wywiadów i potem ma pretensje, że co innego powiedział, a co innego wydrukowano.