Stanowisko twarde, antyeuropejskie, antysolidarnościowe, antyniemieckie (przymiotniki można dowolnie mnożyć, bo wątków było kilka). W dodatku stanowisko odmawiające prawa do podejmowania decyzji legalnemu rządowi RP, zarzucające mu łamanie konstytucji, zasady suwerenności narodu i praw obywatelskich. Nasza solidarność, zdaniem prezesa PiS, w kwestii największego kryzysu humanitarnego w Europie jest ewentualnie do przeliczenia na euro lub dolary. Jeśli brakuje pieniędzy na pomoc ludziom w obozach poza granicami Unii, możemy coś tam dorzucić. I tyle, bo to jest metoda bezpieczna. Żadnych obcych, którzy jak w Szwecji lub Francji wprowadzą nam szariat, będą sikać w kościołach i może nawet nie pozwolą przy szkole wywiesić biało-czerwonej. Było to zresztą jedyne wystąpienie klubu PiS.
Prezes i jego ludzie od pewnego czasu pilnują, by szeregi zbytnio nie popisywały się radykalizmem (i głupotą), bo przecież PiS w tej kampanii ma mieć wizerunek umiarkowany, centrowy. Prawo do wypowiedzi twardych, jednoznacznych, wyznaczających kierunek ma jedynie prezes. Swoją drogą, pomysł wykupienia się od europejskiej solidarności jakoś nie doczekał się rozwinięcia. Czy pieniądze na ten cel pójdą na przykład z obiecanych wyższych dopłat dla rolników, czy wystarczy po 500 zł dla każdego dziecka? Prezes przyznał przecież, że rzecz może być kosztowna. Na razie jedyna refleksja dotyczy tego, że Jarosław Kaczyński zaczynał swoją opozycyjną działalność w Helsińskim Komitecie Praw Człowieka, o czym często z pewną dumą mówił. Trzeba przyznać, że daleką drogę przeszedł.
Jakie ma więc znaczenie, czy wiceprezes Szydło będzie ewentualnie premierem? To rzecz absolutnie drugorzędna, tak jak w drugim rzędzie ław poselskich wylądowała podczas owej debaty.