Nasza sprawa, ale nie do końca nasza wina
Nie odpowiadamy za dramat Bliskiego Wschodu. Polemika z tekstem Jacka Żakowskiego
Z pokorą przyjmuję krytykę redaktora Żakowskiego, tym bardziej że – jak sądzę – różnice zdań między nami polegają w istocie na niuansach. Chciałbym podkreślić, że jeśli chodzi o ocenę operacji irackiej – podzielam Pana zdanie. Stany Zjednoczone popełniły fundamentalny błąd, dokonując inwazji na Irak w odpowiedzi na atak terrorystyczny z 11 września 2001 roku. Wiemy dziś, że Saddam Husajn był raczej wrogiem niż przyjacielem Al-Kaidy, a w Iraku nie było broni masowego rażenia, natomiast nadzieja na demokratyzację tego kraju okazała się iluzją.
Słusznie mówi Pan o olbrzymich kosztach tej operacji, które idą w tryliony dolarów i które z pewnością przyczyniły się do wybuchu światowego kryzysu gospodarczego w 2008 roku. Należy dorzucić do tego katastrofalne konsekwencje geopolityczne: wzrost znaczenia Iranu – któremu USA usunęły regionalnego przeciwnika z drogi, wzrost cen ropy naftowej, który pozwolił Putinowi umocnić swoją władzę, i spadek prestiżu Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, ale nie tylko. Wiemy dziś, że Waszyngton popełnił błąd, a Warszawa wybrała niewłaściwy moment na okazywanie swojej solidarności wobec sojusznika.
Niemniej jednak dla Polski Irak był jedynie nieudanym epizodem, z którego wyciągnęliśmy chyba już właściwe wnioski, o czym świadczy choćby stanowcza odmowa udziału w operacji libijskiej przez rząd Tuska i sprzeciw wobec perspektywy operacji w Syrii. Uważam więc, że istnieje fundamentalna różnica między zaangażowaniem w nieszczęsnym epizodzie irackim a rolą odegraną na Bliskim Wschodzie przez byłe mocarstwa kolonialne, przede wszystkim Wielką Brytanię, Francję, Włochy i Turcję. To te państwa przez wieki rywalizowały o wpływy w tym regionie, dzieląc go miedzy sobą. Przez większość tego czasu Polski na mapie świata nawet nie było, bowiem sami staliśmy się ofiarą zapędów kolonizacyjnych naszych sąsiadów.
Wiele czynników składa się na dzisiejsze zapóźnienie cywilizacyjne państw Bliskiego Wschodu – większość z nich ma charakter wewnętrzny i społeczny, ale z pewnością kolonialna dominacja spowolniła proces dojrzewania społeczeństwa obywatelskiego i rozwoju gospodarczego w tym regionie. Powstanie takich sztucznych tworów państwowych jak Syria czy Libia było bezpośrednio wynikiem podziałów kolonialnych o konsekwencjach widocznych do dziś. Polska w żaden sposób nie brała udziału w tych procesach.
Dzisiejszy dramat Bilskiego Wschodu, z którego napływa do Europy fala uchodźców, dotyczy przede wszystkim Syrii i w mniejszym stopniu Libii, a naprawdę w minimalnym Iraku. Polska ma powody, aby samokrytycznie ocenić nasz wkład w wojnę w Iraku, a nawet w większym w tzw. wojnę z terrorem, która poskutkowała min. Kiejkutami. Jednak w przeciwieństwie do byłych mocarstw kolonialnych nie mamy powodów, by bić się w pierś za wywołanie konfliktów na tle etnicznym na Bliskim Wschodzie i jego zapóźnienie cywilizacyjne. Sądzę, że jest to jeden z powodów, dla których inaczej reagujemy w sprawie uchodźców. Wielu z nas wierzy, ze należy im po ludzku pomóc, ale przyznajmy też, że to nie my stworzyliśmy ten chaos, jaki panuje dziś na Bliskim Wschodzie.
Marcin Zaborowski – wiceprezes Center for European Policy Analysis, dyrektor biura warszawskiego.