Kraj

Cztery dmuchy

Regulamin był prosty: cztery dmuchy i balon się puszczało. Tak bardzo dawno temu zabawialiśmy się w karnawale z moimi szkolnymi kolegami.

Balony leciały pijanym zygzakiem, skwiercząc jak żaba chora na żołądek. Te nasze zabawy przypomniały mi się w ostatni weekend, gdy jedną ręką słuchałem, a drugą oglądałem kolejne partyjne konwencje. Było kolorowo, nie powiem. W baloniki też dmuchano.

PSL tonął w zielono-Burym sosie i „wyciągał do wszystkich swoje dłonie”. Padały słowa o magicznej mocy partii ze 120-letnim doświadczeniem, która co dzień „odmienia ludzi, nasze miasta z wioskami, pola i zakłady pracy”. Wtedy na niebie ukazał się Wincenty Witos. Usta miał zaciśnięte i surowo groził palcem, który szybko cofnął, bo prezes Piechociński już się zań łapał.

Zjednoczona Lewica, w kolorze z grubsza tradycyjnym, dłoni nie wyciągała do nikogo. Zapowiedziała maksimum optymizmu i zero populizmu. Mnie się to hasło bardzo podoba, szczególnie że zawsze można je napisać odwrotnie. Też będzie świetnie. Leszek Miller zapewnił, że lewica jest gotowa wziąć odpowiedzialność za Polskę. I ja go bardzo dobrze rozumiem, bo my z sąsiadem Józefem też jesteśmy gotowi.

Kolor PiS? Jak zawsze identyczny z naturalnym. Kompozycyjnie bezbłędny orzeł (patrz logo) chroni swym potężnym dziobem ojczyznę praojców niczym własne pisklę. Na konwencji partii przemówiła wiceprezes Beata Szydło. Ona ma w sobie coś takiego, że gdziekolwiek stanie, to zaraz zboże dorodnym łanem za nią wyrasta. Przyszła pani premier machała przyjaźnie do wszystkich Polaków plikiem papierów, dumnie zapewniając, że trzyma w ręku same programowe konkrety. Potwierdził to później sam Marcin Mastalerek, mówiąc: „te projekty, które pokazała Beata Szydło, będziemy pokazywali”. Tak mu się nieszczęśliwie wyrwało. Pewnie chciał skłamać, a powiedział prawdę.

Na konwencji zademonstrowano też socjologiczny eksperyment.

Polityka 38.2015 (3027) z dnia 15.09.2015; Felietony; s. 97
Reklama