Znieczulenie na zamówienie
Nowe przepisy dotyczące położnictwa są oderwane od rzeczywistości
Szykują się zmiany w rozporządzeniu ministra zdrowia dotyczącego porodu fizjologicznego. To zdaniem wielu ekspertów nie najszczęśliwszy akt prawny, w którym według starszej wersji każde podanie środka znieczulającego sprawia, że poród przestaje być fizjologiczny. Nowe zapisy być może inaczej będą regulowały tę kwestię, choć wiceminister zdrowia przestrzegł, że znieczulenie „nie może być czynnością wykonywaną na zamówienie kobiety” i jest to decyzja, która powinna pozostawać w gestii lekarza.
Od dziesiątków lat dzieci przychodzą na świat niezależnie od rozporządzeń. Fakt, że można dziś rodzić, uśmierzając ból, jest zdobyczą medycyny, a nie premią dla kobiet za znalezienie empatycznego położnika.
W Polsce wciąż pokutuje pogląd, że kobiety powinny się bać ginekologów, sal porodowych, bo można na nich – bez znieczulenia – stracić dziecko i własne życie. Przy takim podejściu nawet najlepsze prawo nie wpłynie na poprawę opieki, bo nie da się za pomocą paragrafów nauczyć dobrego wychowania lekarzy i położnych, ani nie można zadekretować obniżenia poziomu strachu.
W przeciwieństwie do medialnych doniesień, a czasem wręcz nagonki, mamy na tle innych krajów jeden z najniższych wskaźników śmiertelności okołoporodowej matek (w Europie 6,8 na 100 tys., w Polsce – 3,1). Ale wszystkim wydaje się, że poród to rzecz, która „zawsze musi się udać”, bo to przecież najzwyklejsza fizjologia – stąd rosnąca moda na rzekomo bezpieczniejsze porody domowe i oczekiwania niektórych środowisk, aby ciąże mogły być prowadzone przez same położne.
Na coś trzeba się zdecydować: na poczucie jak największego bezpieczeństwa (które według mnie zapewnia mimo wszystko oddział położniczy, jeśli są w nim przestrzegane właściwe standardy) lub na traktowanie porodu jako dzieła matki natury.