W sprawę wmieszała się sama pani minister od „równego traktowania” prof. Małgorzata Fuszara, krytykując fundację za krzewienie fałszywych stereotypów, na co otrzymała dość przekonującą odpowiedź, słusznie chyba wytykającą niefrasobliwe wtrącanie się przez organ władzy publicznej do sposobu, w jaki prywatna fundacja korzysta z wolności słowa.
Fundacja Mamy i Taty pana Pawła Wolińskiego jest z pewnością organizacją konserwatywną. Grupa zamożnych, oddanych swoim rodzinom osób postanowiła za pomocą nowoczesnych środków marketingowych propagować ideał trwałej rodziny, mającej kilkoro dzieci. Wolno im? Wolno! Tak samo, jak wolno propagować bezżenność i bezdzietność. Wprawdzie gdyby ktoś spróbował czynić to ostatnie, zostałby zjedzony żywcem, ale to jeszcze nie znaczy, że wypada wyśmiewać Fundację MiT. Tym bardziej że jak na konserwatystów stosują metody łagodne, by tak rzec, pastelowe. Wprawdzie w wizerunku bogatej pani wyczuć można jakiś posmak niechęci do „bogatych i liberalnych”, zauważmy jednak, iż dekoracje filmików, w których prezentują się na stronie Fundacji jej fundatorzy, niewiele ustępują domostwu pani doktor. Wygląda na to, że kampania po prostu skupia się na grupie społecznej, do której należą jej twórcy. Pewnie mniej by nas irytował, a za to bardziej do nas przemawiał przykład kobiety średnio zamożnej, która w sumie nic wielkiego nie osiągnęła, a za to dobiegając czterdziestki, uświadamia sobie, że coś wielkiego straciła.
Krytycy czepiają się również nieobecności mężczyzny w przekazie kampanii. Cóż, przydałby się. Wprawdzie mężczyźni rzadziej cierpią z powodu niezamierzonej bezdzietności, bo mają na płodzenie dzieci więcej czasu, niemniej jednak ból kobiety, która nie urodziła w porę dziecka, dotyczy nie tylko kobiet samotnych i często towarzyszą im w tym ich partnerzy.