Ponieważ tuż za nim kroczył prezydent elekt Andrzej Duda, nie było wątpliwości, z kim wiąże się ta nadzieja. Nie było też wątpliwości, z czym się wiąże. Z pewnością nie z obietnicą 500 zł na każde dziecko czy podwyższeniem kwoty wolnej od podatku. To pożegnanie się z niemoralnym in vitro pod nowymi rządami jest wielką nadzieją kardynała Dziwisza. Postulaty pod adresem nowego prezydenta rozpisali zresztą hierarchowie Kościoła na wiele głosów i dotyczą one zaniechania uregulowania kwestii in vitro, wyrzucenia do kosza konwencji antyprzemocowej oraz zahamowania wszelkich zakusów na uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. Środowiska mniejszości seksualnych, których część tak bardzo brzydził Bronisław Komorowski swoim staroświeckim konserwatyzmem, że nie ukrywały chęci poparcia Andrzeja Dudy, dostały szybką i zdecydowaną odprawę. Pozostaje im tylko deklaracja prezydenta elekta, że może usiąść z gejem przy jednym stole. O to chodziło?
Czołowi przedstawiciele episkopatu jednym głosem przypomnieli prezydentowi elektowi, przed czym ma Polskę obronić. Zgodny chór, jakim to uczynili, i okazja, z której skorzystali, zabrzmiał jak przypomnienie, komu tę prezydenturę zawdzięcza. Ten zgodny chór każe się jednak również zastanowić, czy naprawdę w polskim Kościele myśli się jeszcze o czymś innym niż tylko o szeroko rozumianej seksualności? Rozważań filozoficznych nie widać, wkładu intelektualnego do europejskich choćby debat o przyszłości Kościoła też nie, głębsza myśl błąka się gdzieś po marginesach, zresztą źle widzianych. W centrum uwagi mamy głównie mrożenie zarodków i wizję jakiegoś strasznego gender. Nie ma nawet żadnej refleksji nad dniem dzisiejszym, a przecież okoliczność była wyjątkowo sposobna: Boże Ciało wypadło akurat 4 czerwca, a więc w 26.