Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Iść w trupa

Wiem, na kogo będę głosował w wyborach prezydenckich. Nie mam żadnych wątpliwości. A co bym zrobił, gdybym je miał?

Kombinowałbym ambitnie z nosem wbitym w papier i szkło oraz wdychał fale eteru. Przecież to końcówka kampanii. A na ostatniej prostej – choć taka ona prosta jak nasz przewód pokarmowy – wiadomo, zawodnicy „idą w trupa”.

Na Podkarpaciu przemawiał ks. Andrzej Duda. No, chyba ksiądz, bo mówił od ołtarza, a potem (albo przedtem) pojawił się w Telewizji Trwam i Radiu Maryja. Następnego dnia, 3 maja, wystąpił na tle Giewontu i ogłosił potrzebę zmiany konstytucji, by była „na miarę wielkiej przyszłości naszego państwa”. Nasza ustawa zasadnicza z 1997 r. jest – delikatnie mówiąc – zła, pisali ją bowiem ludzie wychowani w czasach komunizmu i zależności od Związku Radzieckiego. Tę nową i dobrą powinni napisać młodzi, patrzący na świat innymi oczami. Kandydat Duda nie musiał nawet wyjaśniać, że chodzi mu o oczy Jarosława Kaczyńskiego.

W trupa idzie dwuprocentowy kandydat Janusz Palikot. Też grozi nową konstytucją, jeszcze lepszą. Liczba posłów ma zależeć od frekwencji w wyborach. Tylko wtedy, gdy wyniesie ona 100 proc., w Sejmie mogłoby zasiąść 460 osób. A jeśli w dniu wyborów parlamentarnych nagle nad Polską oberwie się chmura tysiąclecia, taka od Odry do Bugu, to Sejm na cztery lata będzie można wynająć na imprezy żużlowe. Jak Stadion Narodowy.

Radosną twórczość konstytucjonalistów z bożej łaski wzmocnił swoim talentem Janusz Korwin-Mikke. Trochę zerżnął z konstytucji kwietniowej 1935 r. (prezydent jest wybierany w głosowaniu pośrednim), trochę dodał też od siebie. Choćby to, że pobierający zasiłki oraz urzędnicy państwowi zostaną pozbawieni prawa wyborczego.

Polityka 19.2015 (3008) z dnia 05.05.2015; Felietony; s. 105
Reklama