Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Podręcznik przepraszania

Polska znowu znalazła się w kleszczach. Z Zachodu atakuje FBI – najpotężniejsza agencja śledcza na świecie, a od Wschodu zbliża się zmotoryzowana szpica skórzanych ludzików Putina na swoich stalowych rumakach. (Ja bym ich wpuścił, a za nimi naszych motocyklistów i policję). Nic dziwnego, że nasz kraj – mocarstwo regionalne, lider Europy Środkowo-Wschodniej, największy eksporter jabłek i pieczarek – zadrżał w posadach.

Zacznijmy od pana Comeya, który – przyznajmy – chciał dobrze, mówiąc o tym, z jaką łatwością zdrowa moralnie jednostka może okazać się słaba i przejść na stronę niemoralnej większości, ale przykłady dobrał fatalnie, wymieniając jednym tchem Holocaust, hitlerowskie Niemcy i okupowaną Polskę. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Amerykanie z większą gracją poruszają się na Księżycu niż na Ziemi. Polska zawrzała z oburzenia. Od prostego ambasadora RP w Waszyngtonie po premiera i prezydenta – wszyscy zareagowali.

Przez chwilę zapanowała jednomyślność, ale prędko sprawy wróciły do normy, czyli pisowcy zaczęli winić państwo Tuska za brak polityki historycznej, pedagogikę wstydu, bicie się w piersi, żółwiki z Putinem oraz inne zbrodnie. A kiedy wreszcie udało się wydusić z Comeya odwołanie oraz ubolewanie, i to na piśmie, niektórym było tego mało. Mieli za złe, że Kopacz z Komorowskim nie zmusili szefa FBI, a nawet samego Obamy, żeby weszli pod stół i odszczekali. Niewątpliwie, gdyby prezydentem był prezes Kaczyński lub kandydat Duda, to już u ich progu stałby Obama z kwiatami. Jeszcze zanim Comey otworzyłby usta.

Inna sprawa, że Amerykanie nie mają szczęścia do naszej historii, prezydent Ford powiedział w czasach PRL, że Polska cieszy się wolnością.

Polityka 18.2015 (3007) z dnia 27.04.2015; Felietony; s. 126
Reklama