Fala kwietniowych sondaży pozwala sformułować trzy główne wnioski przed ostatnią prostą walki o Pałac Prezydencki.
Po pierwsze, polaryzacja PO-PiS ma się dobrze. Żaden z mniejszych kandydatów nie ma szans włączyć się do walki Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą; kandydaci PO i PiS zagospodarowali trzy czwarte wyborców i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Obaj mają poparcie własnego zaplecza i obaj zdobyli przyczółki w elektoratach innych partii. Dysproporcja sił polityczno-organizacyjno-finansowych okazała się, co nie jest wielką niespodzianką, nie do przeskoczenia. Warto jednak odnotować, że ostatnie dni zmieniły układ sił w czołówce wyścigu – Duda przestał gonić Komorowskiego.
Z rozmów ze sztabowcami wynika, że prezydent ma mniej więcej trzy razy więcej pieniędzy na końcówkę kampanii i jak na razie umiejętnie z tej przewagi korzysta. Kampania Komorowskiego, mimo bałaganu na zapleczu, sporów na linii PO-Pałac i napięć w samej Platformie, jest na tyle sprawna, że przewaga Komorowskiego pozostaje kilkunastopunktowa. Przy okazji warto zauważyć, że Komorowski rozpostarł parasol ochronny nad Ewą Kopacz i PO – wszystkie ataki skierowane są na niego, dzięki czemu chwilowo w górę poszły notowania Platformy i rządu.
Duda z kolei wciąż nie przebił szklanego sufitu nad PiS; powściągliwość – stosunkowa – w retoryce, choćby smoleńskiej, nie przyciągnęła wielu wyborców z innych niż PiS parafii.
Po drugie, partie „sejmowe” przegrywają z kretesem tę kampanię. SLD i PSL nawet już nie udają, że pomagają swoim kandydatom. Magdalena Ogórek jest wolnym elektronem; jej postulaty mają się nijak do programu SLD, a i Leszek Miller oszczędnie wspiera wymyśloną przez siebie kandydatkę.