Kraj

Genialni ze Lwowa

W dziedzinie matematyki byłem zawsze półdebilem. Nie wiem, jakim cudem udało mi się wspiąć na poziom „dostateczny” na maturze.
Kawiarnia Szkocka przy placu Akademickim we LwowieAN Kawiarnia Szkocka przy placu Akademickim we Lwowie

Jakiś cud czy chwila olśnienia? Tutaj pozwolę sobie na drobną dygresję. Odebrałem oto telefon z francuskiego instytutu sondażowego z pytaniem: „Jakie ma pan koszmary nocne?”. Powiedziałem szczerze, iż nęka mnie w snach wizja, iż moja matura została unieważniona i będę musiał ponownie zdawać egzamin z matematyki. Usłyszałem w słuchawce śmiech: „Jest pan już tysięczną osobą, która udziela nam takiej samej odpowiedzi”. Niemniej mam z królową nauk wyjątkowo intymne stosunki. Po pierwsze, przyjaźnię się od lat z Krysią Mazurówną – córką Stanisława Mazura; po drugie, chodziłem do szkoły z córką Wacława Sierpińskiego; po trzecie, moja Basia kochana pochodzi z Jasła i zna tam powinowatych Hugona Steinhausa. Przy takich parantelach rzuciłem się oczywiście na książkę Mariusza Urbanka „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna” („Iskry” 2014 r.).

Przedziwny to facet ten Mariusz Urbanek. W ciągu niewielu lat wydał biografie: Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, Stefana Kisielewskiego, Leopolda Tyrmanda, Władysława Broniewskiego, Juliana Tuwima, Jana Brzechwy, Jerzego Waldorffa etc. Za każdym razem udokumentowane do imentu, wzbogacone rozmowami ze świadkami wydarzeń, uzupełnione echami prasowymi, upikantnione kawiarnianymi plotkami. Podług moich wyliczeń, nawet nie posiadając zabierających czas rodziny i przyjaciół, musi pracować sto godzin na dobę. Czegoś takiego nawet Einstein nie przewidział! Skoro już jednak mowa o Einsteinie, wróćmy do matematycznej szkoły lwowskiej będącej do dzisiaj najwspanialszą, światową legitymacją nauki polskiej. Urbanek nie każe się nam wgłębiać w naukowe teorie, które mistrzowie opracowali.

Polityka 15.2015 (3004) z dnia 07.04.2015; Felietony; s. 96
Reklama