[Tekst ukazał się w tygodniku POLITYKA w marcu 2007 r.]
Z filozofii Sławomira Izdebskiego: żeby istnieć, potrzeba dziennikarzy. Jeśli poprosisz ich, żeby przyszli na ważną konferencję programową – nikt nie przyjdzie, bo nikogo to nie interesuje. Trzeba więc powiedzieć, że konferencja odbywa się pod hasłem: Andrzej Lepper musi odejść. Przyjdzie dwóch i coś może napiszą. Dwudziestu przyjdzie, jak obiecasz, że spalisz kukłę Leppera. Ale jeśli powiesz, że chłopi idą w marszu gwiaździstym na parlament, to pod Sejmem będą czekały wszystkie ekipy telewizyjne. I wtedy trzeba mówić ostro, żeby wieczorem poprzez telewizję usłyszała to cała Polska.
Dlatego 1 marca Sławomir Izdebski, były senator Samoobrony, oprócz kilkuset chłopów wziął pod Sejm świński ryj w biało-czerwonym krawacie, który symbolizował ministra rolnictwa. I wiedział, że właśnie ten gadżet szczególnie zainteresuje telewizję.
– Tego wszystkiego nauczyłem się od Leppera. On jak chciał coś ważnego powiedzieć, to wyzywał ministrów od złodziei i bandytów i wszystkie telewizje to pokazywały – mówi Sławomir Izdebski, dla którego obecny minister rolnictwa był przez osiem lat idolem, mistrzem i nauczycielem, a dziś jest śmiertelnym wrogiem, którego należy jak najszybciej odwołać.
– Trzeba w końcu obalić mit Andrzeja Leppera – mówi Izdebski, który od co najmniej roku podąża drogą wyznaczoną przez mistrza, a całą zdobytą wiedzę wykorzystuje buntując przeciwko niemu polską wieś.
I ma duże szanse stać się przywódcą buntu, bo dzięki obecności świńskiej górki rośnie na wsi niezadowolenie, a z powodu nieobecności Leppera nie ma kto tego wykrzyczeć. Więc tak jak kiedyś Andrzej Lepper buntował chłopów przeciwko rządowi, tak dziś robi to Sławomir Izdebski.
Już w lutym zapowiedział w Sejmie, że rolnicy będą teraz posługiwać się takimi metodami, jak walczył z władzą Andrzej Lepper.
– Blokady, chłosta, palenie kukieł, wysypywanie zboża i wyprowadzanie ludzi na ulicę – precyzuje Izdebski. – Lepper to wszystko wymyślił. A że metody okazały się skuteczne, to wykorzystamy je przeciw niemu. Bo wieś czeka na przywódcę, który poprowadzi ich do boju.
Izdebski mówi Lepperem, myśli Lepperem i działa jak Lepper. Prawa ręka szefa Samoobrony mecenas Henryk Dzido mówi o nim z podziwem: „nieoszlifowana perła” i „klon Andrzeja”. I podkreśla, że w żadnym wypadku nie należy się dziwić podobieństwu do przewodniczącego. Bo przecież przez 200 tygodni pobytu w Senacie Sławomir Izdebski był weń wpatrzony i chłonął każde jego słowo.
A że był bardzo zdolny, jak zauważa Dzido, ma duże szanse na odniesienie sukcesu. Choć przyznaje, że Nowy Lider Chłopski nie jest jeszcze gotowy. – Żeby wsiąść do kolejki na Olimp, trzeba trochę cierpliwości – tłumaczy mecenas. – Ja go dopiero hoduję na Leppera.
Terminator
Przyszły lider chłopski ma 36 lat, 12-hektarowe gospodarstwo we wsi Borki Kosy pod Siedlcami, hurtownię paszy Agromex w baraku, granatowego Mercedesa i ogromne ambicje, by stać się kimś ważnym.
Oprócz polityki lider zajmuje się produkcją tucznika w swoim gospodarstwie (około tysiąca sztuk rocznie). Nie licząc Samoobrony, nie należał nigdy do żadnej partii. Po skończeniu zawodówki mechanicznej poszedł do wojska, a gdy wyszedł w 1991 r., przejął gospodarstwo po rodzicach. Przez następne sześć lat nic prócz tuczników go nie zajmowało. Przewodniczący Lepper oczarował go od pierwszego wejrzenia w 1997 r., gdy przyjechał agitować do pobliskiej wsi Buczyn. Mówił o dyktaturze Banku Światowego, jego ślepym narzędziu Leszku Balcerowiczu i tajnym, choć znanym przewodniczącemu, planie zniszczenia polskiego rolnictwa.
Sławomir Izdebski był jednym z dziesięciu, którzy zaraz po spotkaniu zapisali się do tej nowej organizacji. – Wierzyłem, że przewodniczący jest jedynym, który może wyciągnąć nas z tego bagna – mówi. Zaraz potem był zjazd w Siedlcach i wybrano go do zarządu wojewódzkiego Samoobrony.
Kiedy w 1999 r. cena kilograma żywca spadła do 2,80 zł i na polskich drogach zaczęła się rolnicza wojna, 28-letniemu Izdebskiemu przewodniczący powierzył dowodzenie jednej z najważniejszych redut na świńskim froncie. Miał zablokować drogę międzynarodową E30 i zatrzymać tiry jadące z Berlina do Moskwy. Mimo siarczystego mrozu ściągnął z okolicy 2,5 tys. rolników i ustawił ich w Zdanach. Była to jedna z największych potyczek w kraju, o której przewodniczący wspomniał nawet w jednej ze swoich książek: „W Zdanach do rolników strzelano gumowymi kulami. Strzelali rządzący bandyci. Kazał im sekretarz KC towarzysz Krzaklewski”. Ten chrzest bojowy wystarczył, by zdobyć uznanie i zaufanie Leppera oraz nominację na senatora.
Zausznik
W Senacie było tylko dwóch ludzi z Samoobrony. Przez cztery lata Henryk Dzido z uwagą obserwował Izdebskiego, który na każdym niemal posiedzeniu wygłaszał jakieś oświadczenia. – Był odważny i nie miał żadnych obaw przed zabieraniem głosu – mówi Dzido.
Bardzo szybko nauczył się mówić „na Leppera”. Polegało to na podawaniu w wystąpieniach publicznych dość precyzyjnych, acz trudno weryfikowalnych danych o tym, kto i w jaki sposób okradał Polskę i rolników.I choć Sławomir Izdebski dziś twierdzi, że w połowie ubiegłej kadencji zorientował się, że przewodniczący karmi rolników pustymi obietnicami, to (zdaniem Marka Sawickiego z PSL) do końca kadencji był jego bezkrytycznym wyznawcą i zausznikiem.
I zanim śmiertelnie się skłócił z Krzysztofem Filipkiem, tworzył z nim zgrany tandem wielbicieli Leppera. Tak było do wyborów w 2005 r. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Kierowany przez Izdebskiego region siedlecki był bastionem Samoobrony. Poparcie dla partii sięgało 50 proc., a on miał mandat senatora w kieszeni. Zgodnie z obowiązującymi zwyczajami dokonał przedpłaty w wysokości 55 tys. zł za umieszczenie jego nazwiska na liście senackiej i czekał cierpliwie na wybory. – I wtedy okazało się, że pieniądze wyrzuciłem w błoto – mówi. – Bo choć pewny był tylko jeden mandat, przewodniczący zdecydował, że wystawi trzech kandydatów, którzy sobie nawzajem pozabierali głosy.
I bastion Samoobrony nie wprowadził żadnego senatora. Zaraz po wyborach Izdebski powołał Forum Odnowy Samoobrony, które zażądało od przewodniczącego usunięcia z partii Krzysztofa Filipka, który miał być współodpowiedzialny za klęskę wyborczą. Zamiast Filipka przewodniczący wyrzucił Izdebskiego i wszystkich, którzy maczali palce w powstaniu Forum Odnowy.
– Od tej pory jedynym motywem jego działania stała się zemsta – mówi poseł Sawicki. – Jest to osobista zemsta zausznika, któremu się nie udało. Wątpię, by na tym można było zbudować coś trwałego.
Lokomotywa
Według Sławomira Izdebskiego Samoobrona to zbudowany z wielu wagoników pociąg, który dowiózł w końcu Andrzeja Leppera do władzy. I wtedy on odczepił wagony od lokomotywy i zostawił je samopas.
Teraz wystarczy zebrać porozrzucane wagoniki, których według szacunków ma być nawet ze trzy tysiące, i z tych odrzutów zbudować nowy skład. Potrzebna będzie tylko nowa lokomotywa, która go pociągnie.
Byli posłowie i senatorowie Samoobrony, którzy po wyborach zostali na lodzie, rok temu zdecydowali, że lokomotywą pociągu o nazwie Samoobrona – Ruch Społeczny będzie Sławomir Izdebski. I to on ma ich dowieźć do władzy.
Jednak kanapowa partia bez pieniędzy i zaplecza nie miała żadnych szans na przetrwanie. Zresztą jedynym jej pomysłem na przyszłość było powtarzanie sloganów: To my jesteśmy prawdziwą Samoobroną, Lepper zdradził – musi odejść. Szczęście uśmiechnęło się do nich późną jesienią, gdy okazało się, że z powodu świńskiej górki polskie świnie stały się najtańsze w całej Unii Europejskiej. Wieś zaczęła huczeć. Takiej okazji najpilniejszy uczeń Leppera zmarnować nie mógł.
Skąd się bierze ta górka? Gdy świń jest mało, ceny żywca zaczynają rosnąć i wtedy rolnicy stawiają na świnie. Kiedy już świnie się rozmnożą i dojrzeją, a wieprzowiny na rynku zrobi się zbyt dużo – ceny gwałtownie spadają. Tak jak teraz. Wieprzowiny nie ma dokąd wyeksportować, bo w Unii jest tańsza, a w Rosji jej nie chcą. I taka sytuacja powtarza się w Polsce co 3–4 lata. W każdym gospodarstwie jest przynajmniej kilka świń. Jeśli na każdej można stracić około 200 zł, to dla każdego rolnika jest to palący problem. Wtedy wieś się buntuje i złości. Przez ostatnie 10 lat tę złość zagospodarowywał politycznie Andrzej Lepper. Teraz zastąpił go Sławomir Izdebski.
Władysław Serafin, prezes Kółek Rolniczych, uważa, że Izdebski jest klasycznym efektem ubocznym świńskiej górki. – Znacznie mniejszy wpływ na politykę ma kryzys owoców miękkich, ale spadek cen świń zawsze niesie niezadowolenie – tłumaczy. – A każda świńska górka kreuje w Polsce nowego lidera. Świniom swoje polityczne kariery zawdzięczają nie tylko Andrzej Lepper, ale też Jacek Soska, Wojciech Mojzesowicz, a nawet, jak sam przyznaje, Władysław Serafin.
Przez lata Andrzej Lepper powtarzał rolnikom, że tylko on wie, jak ten system naprawić, co zrobić, by ceny wieprzowiny były przewidywalne. Trzy miesiące temu liderzy rolniczych związków informowali premiera i ministra rolnictwa, że sytuacja w skupie jest dramatyczna i grozi wybuchem na wsi. Lepper jeździł po Polsce i zapewniał, że skupi 80 tys. ton półtusz i szybko załatwi sprawę. Nic nie załatwił, więc przy kolejnej wizycie w Wielkopolsce został wygwizdany.
– Lepper jest u nas przegrany – mówi Tadeusz Wojtkowiak, były poseł Samoobrony z Wielkopolski, który teraz pomaga budować nowy związek i nową Samoobronę.
Trybun z iskierką
Swoją szansę Sławomir Izdebski poczuł już w grudniu. Tak jak uczył Lepper, gdy inni negocjowali, on przystąpił do frontalnego ataku. Inni tracili czas na bezowocne dyskusje w Ministerstwie Rolnictwa, on zapowiedział blokadę ministerstwa. Gdy wicepremier Lepper mętnie się tłumaczył, on obiecał wywiezienie ministra rolnictwa na taczkach. Od trzech miesięcy jeździ po całym kraju i buntuje chłopów. Mówi, że Lepper zdradził. Miał być iskierką, która rozpali wieś, a okazał się niewypałem. – Nie wiem, czy ja mogę stać się taką iskierką – mówi skromnie.
Bo praca trybuna ludowego jest bardzo czasochłonna, a na spotkania w wiejskich świetlicach nie przychodzi już tyle osób, jak kiedyś na występy Leppera. Dziś trzeba się mocno naharować, by ściągnąć tysiąc chłopów pod Sejm. By przyjechała telewizja. By ktoś ten bunt zauważył. Na wsi już nikomu nie wierzą i trzymają się z dala od polityki.
– Ale my na zgliszczach Samoobrony zbudujemy naszą Samoobronę – mówi Izdebski i przyznaje, że partię zostawił na dziś mecenasowi Dzido, by samemu zająć się sprawą ważniejszą – organizacją związku zawodowego rolników. Ważne, by obie organizacje były kompatybilne i tak sprzężone, by trudno je było rozróżnić. To też pomysł skopiowany z Samoobrony. Izdebski ma też ciche wsparcie PSL. To właśnie ludowcy użyczali im sali w Sejmie, gdy odbywało się w lutym spotkanie buntowników w Warszawie.
– Kierownictwo postanowiło wyhodować bulteriera, którym bez żadnych konsekwencji będzie można podgryzać Leppera – mówi jeden z ludowców, który uważa jednak, że bunt na wsi potrwa tylko tak długo, jak długo kilogram wieprzowiny kosztować będzie poniżej 3 zł.
Sławomir Izdebski zdaje sobie sprawę, że błyskotliwą karierę polityczną zapewnić może tylko dalszy spadek ceny żywca. – Jak wieprzowina spadnie jeszcze o 30 gr na kilogramie, to na jedno pstryknięcie powstanie sto tysięcy chłopów – mówi kandydat na nowego Leppera. A jeśli nie spadnie?