Sekretarzem stanu odpowiedzialnym za politykę medialną został Michał Kamiński. Cokolwiek by mówić o jego krętej karierze, to jeden z najlepszych specjalistów od kampanii wyborczych. Mało kto w Polsce ma takie wyczucie mediów, czego kiedyś boleśnie doświadczała Platforma, a po przemianie Kamińskiego – PiS. Przez ostatnie lata Kamiński funkcjonował jako nie do końca wiadomo kto, ale teraz dostał kawałek władzy i odpowiedzialności. Chcąc nie chcąc – a bardziej chcąc – zostanie twarzą rządu, a mając stały dostęp do ucha pani premier będzie miał duży wpływ na kampanię parlamentarną Platformy.
Były wicepremier Jacek Rostowski będzie szefem doradców politycznych Kopacz. Zna się na gospodarce i budżecie, dociąży wizerunkowo gabinet w nadchodzących trudnych miesiącach.
Marcin Kierwiński, nowy szef gabinetu politycznego Kopacz, to sprawny organizator, którego pozycja w partii stale rośnie.
Małgorzata Kidawa-Błońska będzie bezpieczną rzeczniczką rządu. Bezpieczną, bo mającą niezłe relacje z dziennikarzami; nie należy się przy niej spodziewać wpadek jak ta z nieszczęsnym wywiadem dla VIVY. W praktyce rola Kidawy-Błońskiej będzie zresztą ograniczona, bo Centrum Informacyjne Rządu ma podlegać Kamińskiemu.
Można oczywiście sensownie kontrować, że każda z tych nominacji rodzi ryzyko. Kamiński nie należy nawet do PO, jego sojusznikiem w partii jest zmarginalizowany Radosław Sikorski, a drugim przyjacielem – Roman Giertych, wciąż obciążony hipoteką LPR i koalicji z PiS. Rostowski nie czuje polityki, mimo jedynki na liście wyborczej przepadł w batalii o europarlament. Ma też bardzo złe relacje z PSL, a w samej PO jest osamotniony. Kierwiński z kolei należy do zwolenników Grzegorza Schetyny i pytanie, wobec kogo byłby lojalny w razie rywalizacji Kopacz z szefem dyplomacji, jest otwarte.