Cztery lata temu było ich 470, a w 2002 r. – 790 (za 2006 r. PKW nie ma danych). Do 12 stycznia sądy rozpoznały 1394 z nich. Protest wnosi się na piśmie do właściwego sądu okręgowego, w terminie 14 dni od dnia wyborów. Sąd zgodnie z odpowiednią instrukcją powinien się nimi zająć w ciągu 30 dni.
Jednak, jeśli nie dochowa tego terminu, a wielu przypadkach tak właśnie jest (m.in. z powodu licznych świat przypadających na koniec roku), to nie wynikają z tego żadne konsekwencje. W Ostrołęce (31 protestów) pierwsze terminy posiedzeń sądu wyznaczono dopiero na ten tydzień. Najwięcej protestów nadesłano do sądu okręgowego w Warszawie – 164, z czego sąd rozpatrzył już 138 i tylko w jednym przypadku nakazał powtórzyć wybory. Do sądu w Tarnobrzegu wpłynęło 11 protestów, ale żaden nie został uwzględniony. Co prawda w jednym przypadku sąd dopatrzył się pewnych nieprawidłowości, ale nie na tyle dużych, by miały wpływu na ostateczny wynik wyborczy.
Jak dowiedziała się POLITYKA, minister sprawiedliwości zobowiązał sądy okręgowe do przesyłania cotygodniowego raportu o rozstrzygnięciach w sprawie wyborczych protestów.
Prezydent Bronisław Komorowski wysyłając do Sejmu w zeszłym tygodniu swój projekt zmieniający kodeks wyborczy (proponuje m.in. przezroczyste urny, głos oddawany w kopercie, nagrywanie wyborów przez mężów zaufania, opis głosów nieważnych), mówił, że jest to odpowiedź na „ilość trudnych sytuacji związanych z wyborami” i dodał, że „musimy pokonać zjawiska kryzysowe”. Rzeczywiście protestów wyborczych wpłynęło więcej niż zwykle. Jednak kiedy zapytaliśmy wszystkie sądy okręgowe o ich treść i podnoszone argumenty, to można odnieść wrażenie, że większość protestów, to wynik raczej polityczno-medialnej burzy. A za ten kryzys odpowiedzialna jest PKW, która z opóźnieniem podała wyniki wyborów, mnożąc przy tym wątpliwości, co do ich ważności.
Składają protesty, ale bez dowodów
Przypomnijmy, że wyborca składający protest musi przedstawić dowody na to, że wybory były nieważne. Tylko w 164 przypadkach z 1394, sądy rozstrzygały o ważności wyborów, a resztę sędziowie pozostawili bez rozpoznania, bo składający protest nie spełnili wymogów formalnych. Na przykład w sądzie okręgowym w Gdańsku na 83 protesty, aż 46 nie weszło na dalszą sądową ścieżkę, właśnie z powodu braków formalnych. Wnoszący protesty nie przedstawiali jakichkolwiek poważnych dowodów na nieważność wyborów. A często, jeśli już przywoływali jakieś argumenty, to były one zbyt ogólne, nie odnosiły się do konkretnych nieprawidłowości w komisji wyborczej, takich, które mogły mieć wpływ na wynik wyborów.– Często w protestach padał argument o tym, że ostateczne wyniki różniły się od badania sondażowego exit pool, że spot PKW o sposobie głosowania wprowadził ich w błąd. Jeden z wyborców wnosił o ponowne przeliczenie głosów, bo on nie zagłosował i chciał sprawdzić, czy ktoś nie policzył jego głosu i nie podpisał się za niego na karcie wyborczej – mówi sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik sądu okręgowego w Poznaniu.
Komitet SLD Lewica Razem postawił dwa identyczne zarzuty w całej Polsce. Zarzucił, że karta do głosowania do sejmiku w formie broszury wprowadzała w błąd i premiowała partię, która wylosowała miejsce na pierwszej stronie, czyli PSL. Drugi zarzut dotyczył filmu instruktażowego PKW. Zdaniem SLD był on mylący dla wyborców. Wszystkie sądy odesłały ten protest do warszawskiego, a ten dwa dni przed Wigilią orzekł, że nie ma podstaw do unieważnienia wyborów. A broszurę uznał za jasną i czytelną.
Ani na rozprawę, ani na ogłoszenie orzeczeń nie pojawił się nikt z komitetu wyborczego. Zresztą to nie jedyny taki przypadek. Wielu skarżących się na nieważność wyborów, nie odpowiadało na wezwania sądów o uzupełnienie braków formalnych, a jak już dochodziło do rozprawy, to nie stawiali się na nią. Często też, tak jak w sądzie w Katowicach (wpłynęło 55 protestów), gdzie rozpoznano 36 spraw, w ani jednym przypadku nie wpłynęły odwołania. Wyborcy zgodzili się na wyroki sądów zatwierdzające ważność wyborów.
Dotychczas sądy stwierdziły nieważność wyborów w 32 przypadkach i zarządzono ponowne przeprowadzenie wyborów. Prawomocnie orzeczono o ponownych wyborach w 8 okręgach wyborczych, w pozostałych 24 przypadkach orzeczenia nie są jeszcze prawomocne. Najczęściej apelację od tych unieważniających wyroków składają komisarze wyborczy. W Olsztynie na 55 protestów (14 z nich czaka na rozpatrzenie) sąd uznał nieważność wyborów do rady miejskiej w Piszu i w Jezioranach. W Piszu wydano 14 kart wyborcom, którzy byli przypisani do innego okręgu. Nawet radna, która wygrała tu jednym głosem, była za uznaniem tego protestu i wybory będą powtórzone. Jak orzekł sąd w Lublinie, wybory radnego będą też powtórzone w gminie Wólka. – Komisji wyborcza, omyłkowo wydała karty do głosowania z innego okręgu – oddano w ten sposób 9 głosów – a różnica między wygranym, a przegranym kandydatem wyniosła właśnie 9 głosów – mówi sędzia Artur Ozimek, rzecznik lubelskiego sądu.
Ale w wielu przypadkach sądy nie zgodziły się z przegranymi kandydatami. Na przykład do sądu w Świdnicy o unieważnienie wyborów zgłosił się kandydat, który jednym głosem przegrał mandat radnego. Nie przedstawił jednak żadnych dowodów na nieprawidłowości przy głosowaniu, więc sąd nie znalazł powodu do ponownego przeliczenia głosów i oddalił jego protest. Do poznańskiego sądu też skarżyli się kandydaci, którzy przegrali jednym głosem, a ich jedynym argumentem było: „to nie możliwe, coś źle policzono”. Inny kandydat złożył protest do sądu w Łomży, bo komisja nie podstemplowała 50 kart i w związku z tym musiała uznać je za nieważne. Na jego kontrkandydata zagłosowało o 10 osób więcej. Sąd nakazał więc przeliczenie i uznanie głosów z tych niepodstemplowanych kart. Okazało się, że protestujący kandydat na radnego przegrał jeszcze większą liczbą głosów. Honorowo wycofał swój protest wyborczy.