Na kilka dni przed wyborami samorządowymi posłowie postanowili wyjąć z sejmowej zamrażarki – po prawie trzech latach – projekty ustaw przewidujących zniknięcie z przestrzeni publicznej symboli komunizmu. Chodzi między innymi o pomniki żołnierzy radzieckich i nazwy ulic, takie jak Świerczewskiego czy Gomułki. Projekt senacki forsowany przez PO dotyczy zmiany nazw ulic, dróg, mostów i budynków z symbolizujących ustroje totalitarne na inne. Poselski – autorstwa PiS, który w imieniu klubu prowadzi Zbigniew Girzyński – idzie o wiele dalej i proponuje także likwidację pomników komunistycznych, obiektów oraz odebranie orderów, odznaczeń oraz tytułów honorowych nadanych przez władze w latach 1944–89 za zasługi na rzecz komunizmu. – Mamy w Polsce ulice Manifestu Lipcowego, Polskiej Partii Robotniczej, Gomułki, jest jedna, jak niedawno sprawdzałem, ulica Bolesława Bieruta, i takich przykładów w różnych miejscowościach jest wiele – wymieniał Girzyński na posiedzeniu połączonych sejmowych komisji kultury, samorządu terytorialnego, administracji w zeszłym tygodniu.
Jeśli ustawa wejdzie w życie (a wszystko na to wskazuje, bo przeciwko jest tylko SLD), to obowiązek dokonania zmian będzie spoczywał na samorządach. Koszty związane z wymianą tabliczek z nazwami ulic, dowodów osobistych, innych dokumentów, wizytówek, szyldów reklamowych itp. mają być pokryte z budżetu państwa. Ale nikt nie policzył, ile konkretnie będzie ta dekomunizacja przestrzeni kosztować. Nowa nazwa byłaby „swobodnie przyjęta przez zainteresowanych”, czyli lokalne wspólnoty.