Rzecznik PiS powiedział, że Ewa Kopacz znajduje się „o dwa–trzy poziomy” niżej od „premiera Jarosława Kaczyńskiego”. Za tym dżentelmenem powtarzali następni i oto mamy stanowisko partii: rządem kieruje lekarka z Szydłowca, do której inteligent żoliborski nie będzie się zniżał. Aż dziw, że nikt nie przypomniał słów Lenina, iż państwem rządzić może nawet kucharka. Dr Jarosław Kaczyński dobrze czuje się w otoczeniu profesury, np. Krystyny Pawłowicz, która stanowi wzór kultury oraz intelektu. Poniżanie oponentów to nic nowego. Prezes nie raz powtarzał, że Tusk wychowywał się na podwórku. Dodajmy: w odróżnieniu od tego, kto formował się na inteligenckim i powstańczym Żoliborzu.
Lekarka z Szydłowca była w stanie napisać i wygłosić całkiem dobre exposé, a potem ze swadą odpowiadać na pytania – czy insynuacje – posłów oraz pułapki mediów. Żeby jednak nie było tak słodko, do tej beczki miodu dodam łyżkę dziegciu: bardzo zdawkowo potraktowała pani premier kulturę. Brak refleksji, „gdzie jesteśmy – dokąd zmierzamy”, oraz pominięcie wszelkiej problematyki ideologicznej powoduje, że strawy duchowej musimy poszukiwać gdzie indziej.